sobota, 30 marca 2013

Życzenia Wielkanocne ♥♥♥

♥.♥

Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych,
pełnych wiary, nadziei i miłości.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny
i wśród przyjaciół
oraz wesołego "Alleluja":) 


Życzenia dla was od SwagMasta691D (mój twitter :>>)




Rozdział 14

                              Rozdział 14 ♥

MUZYKA }

*Z perspektywy Rose*
    Z obiema walizkami weszłam na lotnisko i podeszłam do recepcji. Za ladą stała  młoda, miła brunetka. 
-Dzień dobry. Mam zarezerwowany lot na godzinę 13.00. -powiedziałam. Kobieta od razu posmutniała.
-Przykro nam, ale pani samolot wyleciał 20 minut wcześniej. Napisaliśmy to na naszej stronie i dzwoniliśmy do pasażerów. 
-Nikt do mnie nie dzwonił.. -odpowiedziałam.
-Strasznie mi przykro, pewnie jakaś pomyłka. Ma pani następny lot za 20 minut. Proszę się wstrzymać, naprawdę nam przykro. -odpowiedziała. Wściekła odeszłam od tej całej recepcji i zajęłam miejsce. Miałam tu czekać następne 20 minut, bo ktoś zapomniał mnie poinformować. Cholera. 
    Czekałam już jakieś 10 minut, gdy nagle w głośnikach usłyszałam głos mężczyzny. Oznajmił, że samolot lecący z wyprzedzeniem z godziny 13.00 na godzinę 12.40 rozbił się i nikt nie został uratowany. Przeżyłam szok. Przecież tam mogłam być ja, gdyby oni mnie poinformowali właśnie byłabym martwa. Boże oni uratowali mi życie.. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Szybko odebrałam, była to mama.
-Boże święty! Córeczko nic ci nie jest?! Słyszeliśmy w radiu! Boże święty! -zaczęła krzyczeć mi do słuchawki. 
-Nie mamo, nic mi nie jest. Spóźniłam się na samolot, jestem cała i zdrowa i czekam na następny, który leci za 10 minut. Przekaż chłopcom, że wszystko ok. Papa, kocham cię! -powiedziałam i się rozłączyłam. Po kolejnych dziecięciu minutach znowu usłyszałam ten męski głos. Zaczął gadać, że wszystkie loty są dzisiaj odwołane. 
-Szlag! I gdzie ja mam teraz wrócić?! -powiedziałam sama do siebie. Chłopcy pewnie już wszystko powiedzieli Louis'owi i jakbym wróciła do domu od razu zastałabym go. Chyba pójdę do hotelu. Wzięłam moje dwie walizki i wyszłam na zewnątrz. Miałam już wołać taksówkę, gdy ktoś znów zadzwonił. 
-Słucham? -powiedziałam bez najmniejszego zainteresowania. Byłam bardziej zajęta wyszukaniem jakiejś taksówki na tym jakże zatłoczonym lotnisku. Nagle usłyszałam zapłakany głos Nialla. -Boże, Niall, co się stało?! -niemalże krzyknęłam mu do słuchawki. 
-Louis... Boże.. 
-Co?! Jaki Louis?!
-On.. on.. -Niall nie mógł nic z siebie wydusić. Coraz bardziej się niepokoiłam.
-No gadaj! Co z nim?
-Boże Rose, przyjedź do szpitala... on miał wypadek.... jest w ciężkim stanie.. -w końcu to z siebie wydusił. Stałam jak osłupiała, słyszałam już tylko płacz w słuchawce... rozłączyłam się. Chyba to do mnie nie dotarło, zamówiłam szybko taksówkę i po chwili byłam już w drodze do szpitala. Teraz nie obchodził mnie żaden wyjazd, kłótnia, duma.. teraz liczył się tylko Louis. Nawet nie zauważyłam, a byłam cała we łzach, modliłam się, żeby nic mu się nie stało. 
    Już po chwili byłam w szpitalu. Wbiegłam tam jak poparzona, miałam z tym lekkie problemy, ponieważ było tam pełno paparazzich i fanek. To niemożliwe, że dopiero przed chwilą wszyscy się o tym dowiedzieli, a fanki miały już transparenty z napisami "Louis will be fine" czy też inne typu "We love you". Teraz mnie to nie obchodziło, wbiegłam tam i od razu poleciałam do recepcji, kobieta stojąca za ladą myślała, że jestem kolejną fanką, która wkradła się niepostrzeżenie. Nie mogłam jej wytłumaczyć, że jestem przyjaciółką chłopaków. Na szczęście ujrzałam Zayna. Podbiegł do mnie i razem ze mną poszedł pod salę, w której operowali Louisa. Cały czas płakałam. 
-Co z nim?! Przeżył, będzie dobrze prawda?! Wyjdzie z tego! -zaczęłam wypytywać. Niall siedział jak zaklęty, nie odzywał się, widać było, że strasznie płakał. Inni też, ale ten głodomorek, jest nadzwyczaj wrażliwy. 
-Na razie nic nie wiadomo, wiemy tylko, że wybiegł z twojego domu, gdy dowiedział się, że wyjeżdżasz, chciał pojechać na lotnisko. Podobno stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w ciężarówkę. Ma teraz bardzo poważną operację i nie wiadomo czy w ogóle ją przeżyje. -odezwał się Harry. 
-O Boże, to wszystko moja wina..to przeze mnie, jeśli on umrze.. ja sobie tego nie wybaczę, nie będę mogła bez niego żyć. Ja sobie nie poradzę! -zaczęłam panikować.
-Spokojnie, zamartwianie się tu nic nie da. Musimy być dobrej myśli. Wszystko pójdzie dobrze. -powiedziała Jessie. Przytuliłam ją z całych sił.
-A właściwie.. dlaczego on jechał na to lotnisko. Przecież.. -powiedziałam. Nie mogłam dokończyć, wielka gula stanęła mi w gardle. -przecież podobno już nic do mnie nie czuł ani ja do niego.. Teraz wiem, że wyjazd do Ameryki był najgorszym pomysłem jaki kiedykolwiek wpadł mi do głowy. Ja bez niego nie wytrzymam tygodnia, a co dopiero całe życie! Kocham go jak nikogo innego.  
-Wczoraj, mówił nam o czymś. Nie chcieliśmy ci o tym mówić, ale teraz powinniśmy. Louis chciał z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym.. -powiedział Liam. 
-O czym? 
-Chciał cię przeprosić, znów być z tobą. Właśnie dzisiaj przyjechał z tobą porozmawiać, ale ciebie już nie było. Pewnie gdy usłyszał w radiu o rozbitym samolocie, pomyślał, że ty tam byłaś. Zaczął jechać szybciej i.. stało się. -nie odpowiedziałam już nic. Osłupiałam, siedziałam na krześle i czekałam, aż w końcu operacja się skończy. Po kilku godzinach z sali wyszedł lekarz. 
-I co z nim? -wstałam od razu i skierowałam się do niego.
-Udało nam się go uratować, ale ma bardzo wiele obrażeń, które mogły strasznie wpłynąć na jego stan. Na razie jest w śpiączce i nie wiemy kiedy się obudzi, musimy być jak najlepszej myśli. -na tę wiadomość ucieszyłam się, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. 
-Mogę go zobaczyć? -zapytałam niepewnie. Lekarz na początku strasznie się wahał, ale zaczęłam go namawiać, wręcz błagać, więc się zgodził. 
   { TERAZ WŁĄCZ TO :> }
    Byłam przygotowana na to co zobaczę, wiedziałam, że jego stan jest ciężki, ale to co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W oczach znowu stanęły mi łzy, leżał tam.. nieprzytomny, podłączony do chyba miliona kabelków.. nawet go nie widziałam przez te bandaże i gips. Wybuchłam płaczem, podeszłam do niego.. usiadłam obok jego łóżka na krześle i leciutko złapałam go za rękę, a raczej za gips. Musiałam chwilę odczekać, bo cała się trzęsłam. W końcu zaczęłam mówić, chociaż wiedziałam, że mnie nie usłyszy. 
-Louis.. Louis kochanie, jestem tutaj. Wiem, że mnie nie słyszysz, ale pamiętaj że jestem obok ciebie. Nic mi nie jest.. szkoda że nie mogę tego samego powiedzieć o tobie. Przepraszam, że z mojego powodu tutaj leżysz.. przepraszam.. -powiedziałam krztusząc się łzami. Nagle za moimi plecami usłyszałam jakieś szmery, odwróciłam się szybko, to byli chłopcy razem z Jessie. Nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli, Niall zakrył twarz. Inni powstrzymywali się od płaczu, a Jessie leciały po policzkach pojedyncze łzy, które po chwili wycierała. 
-Boże... -powiedzieli wszyscy. -Jak on tego nie przeżyje to.. 
-Chłopcy nie możemy tak myśleć.. musimy wierzyć, że będzie dobrze. Że niedługo się obudzi, wyzdrowieje i będzie już dobrze. -powiedziałam. 
-Wrócisz do niego? -zapytał Harry. Zamyśliłam się.. 
-Jeśli będzie tego chciał.. wrócę. -odpowiedziałam. Chłopcy przytaknęli głowami. Patrzyliśmy tak na niego, gdy tylko się uspokajałam, łapałam go za rękę i znowu zaczynałam płakać. To było straszne, widzisz swojego ukochanego nieprzytomnego, leżącego tak bez życia.. i wiesz, że nic nie możesz zrobić. Jeszcze bardziej przytłaczało mnie to, że on mógł tego nie przeżyć, a nawet jeśli by przeżył mógłby się nie obudzić.. Zapomniałam już o wszystkim, o Matt'cie o tej całej "zdradzie" o wszystkim! Błagałam tylko Boga, aby nic mu się nie stało.
-Słońce, chodźmy na dół do restauracji, porozmawiamy sobie na spokojnie. -odezwała się Jessie. Przytaknęłam i za chwilę byłyśmy w windzie jadącej na parter. Skierowałyśmy się w stronę małej, szpitalnej restauracji i zajęłyśmy miejsca. Zamówiłyśmy sobie po wodzie. Dawno nie rozmawiałam tak na poważnie z Jess.
-Dobrze się już czujesz? -zapytała. Lekko przytaknęłam głową, próbowałam powstrzymać kolejne łzy gromadzące się powoli. 
-Tak, już lepiej. Ostatnio prawie w ogóle nie rozmawiamy. Co u ciebie? -zapytałam. -Przecież niedawno miałaś jechać do taty.. nie pojechałaś? 
-Nie, jak zwykle najpierw mnie zaprosił, a jak się w końcu zgodziłam to powiedział, że nie ma czasu. Teraz znowu zaprosił mnie na weekend, ale nie wiem czy pojadę.. 
-Dlaczego? Jedź! 
-Ale.. teraz to wszystko z Lou i w ogóle. Nie mogę was zostawić.
-Możesz, a raczej musisz! 
-Ale.. jesteś moją przyjaciółką, nie chcę cię zostawiać. 
-To tylko na weekend, to twój tata. powinnaś pojechać. 
-No zgoda. Ale obiecaj, że sobie poradzisz. -powiedziała. 
-Obiecuję, a jak z Joey'em? 
-Co z Joey'em? 
-No przecież wiem, że między wami coś się kroi! Nie ukryjesz tego... 
-Naprawdę.. to tak widać? -wyraźnie się zmieszała. Zaśmiałam się.
-Tak, widać kochanie nawet nawet nie wiesz jak bardzo.. 
-Ale Joey nic do mnie nie czuje.. -powiedziała. Zaśmiałam się jeszcze bardziej.
-Żartujesz?! On za tobą szaleje! Ilekroć mówię, że przychodzisz od razu robi mu się banan na twarzy.. ilekroć się gdzieś umawiamy on chcę iść z nami ze względu na ciebie! Kurczę, wam obojgu strasznie na sobie zależy, ale boicie się sobie to wyznać. Musisz z nim pogadać.. -powiedziałam. 
-Sama nie wiem.. 
-Dziewczyno! Walcz o miłość, lepiej teraz niż później, bo ktoś ci go sprzątnie z przed nosa! Leć teraz.. ja sobie poradzę. -powiedziałam. Jessie uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.
-Na ciebie zawsze mogę liczyć, dziękuję, że ze mną porozmawiałaś. Kocham cię.
-Ja ciebie też, a teraz leć, ja pójdę do Louisa. -powiedziałam. Jess wyszła ze szpitala i wsiadła do swojego samochodu. Miałam nadzieję, że ona i Joey w końcu będą razem. Zasługują na siebie. 
    Wstałam i wyszłam ze szpitalnej restauracji. Skierowałam się do windy, gdy już się w niej znalazłam nacisnęłam przycisk i pojechałam prosto na 4 piętro. Tam poszłam od razu pod salę "214", salę do której został przeniesiony Louis zaraz po operacji. Zauważyłam chłopców, podeszłam do nich i po chwili znajdowaliśmy się już w sali mojego ukochanego. Od razu do niego podeszłam, nadal to do mnie nie docierało, ale muszę być silna, dla siebie i dla niego.. Złapałam go za rękę, spojrzałam na jego zamknięte oczy, malinowe usta, które jeszcze niedawno mówiły ci prosto w twarz, że nie chcą cię znać. 
-Rose, jedź do domu.. powinnaś odpocząć, jest już późno. -powiedział Harry. 
-Nie ma mowy! Nigdzie nie jadę, nie zostawię Louisa. -odpowiedziałam. -A poza tym nie mam samochodu, musiałabym jechać taksówką. 
-Ja mogę cię zawieźć. -powiedział Zayn. Chwilę się zawahałam, przecież nie chcę zostawić Louisa, a jechać do domu z kimś, kto wyznał ci miłość.. a potem cię pocałował. Ugh, w końcu zdecydowałam się z nim pojechać. Wyszłam z nim z sali szpitalnej i skierowałam się na podziemny parking. Po chwili znajdowaliśmy się w jego luksusowym samochodzie. Jechaliśmy w zupełnej ciszy. W końcu znaleźliśmy się pod moim domem, wysiadłam z jego samochodu i skierowałam się w stronę schodów. Nagle na swoim ramieniu poczułam ciepłą rękę Malika. 
-O co chodzi? -zapytałam. Nie miałam ochoty w ogóle z nim rozmawiać. Było mi tak... głupio. 
-Chciałem.. już dawno z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że po tym jak się pocałowaliśmy, unikasz mnie. Uwierz to mnie bardzo boli, nawet bardziej niż twoja nie odwzajemniona miłość..
-Ty tak wybrałeś.. 
-Wiem, chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi. Obiecuję, że zapomnę o tobie i już nigdy.. nie wyznam ci miłości. -powiedział to.. z takim bólem w oczach. Zrobiło mi się go żal, ale wiedziałam że nic nie mogę z tym zrobić. 
-Dobrze, niech będą przyjaciele. -uśmiechnęłam się do niego. -A teraz pozwól, że wejdę do domu, jestem zmęczona. Do zobaczenia. 
-Do zobaczenia. Gdyby coś działo się z Louisem zadzwonimy do ciebie. -powiedział i poszedł do swojego samochodu po czym prędko odjechał. Weszłam do domu. Od razu od progu powitała mnie mama i mocno przytuliła.. Nie wiedziałam o co chodzi. 
-Wiem, co się stało z Louisem.. Tak mi przykro, mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. -powiedziała. 
-Ja też.. Mamo? Skąd wiedziałaś co mu się stało? -zapytałam. 
-Kochanie, cały czas trąbią o tym w telewizji i radiu, a poza tym Jessie nam powiedziała. 
-Jessie tu jest?! -zapytałam i od razu się uśmiechnęłam.. wiedziałam do kogo przyszła. 
-Tak, przyszła porozmawiać z Joey'em.. nie wiem o co chodzi. 
-Ah, dobrze. Pójdę na górę, jestem zmęczona. 
-Dobrze. Córeczko? Jeszcze jedna sprawa.. Jednak nie wyjeżdżasz? 
-Nie.. nie mogłabym zostawić teraz Louisa.. ani mi się śni. -powiedziałam. Mama tylko się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Poszłam na górę i skierowałam się do swojego pokoju, na korytarzu spotkałam Jess. 
-Jessie? Oh, rozmawiałaś z nim? -zapytałam.
-Tak. -odpowiedziała mi uśmiechnięta od ucha do ucha. 
-I co? 
-Jesteśmy razem! -krzyknęła. Podskoczyłam z radości. 
-Aaaa! Jak super! Życzę wam szczęścia. 
-Dziękuję. 
-A tak w ogóle.. już bardzo późno, Joey odprowadzi cię do domu? -zapytałam. Byłam zdziwiona, bo Jess nigdy nie zostawała u nas do takiego późna. 
-Nie. 
-Sama wrócisz?
-Też nie.. 
-To o co chodzi?
-Zostaję na noc! -krzyknęła. Wow, zdziwiłam się, ale po chwili także się ucieszyłam. Wprawdzie nie planowałam nikogo zapraszać, ale ona zawsze jest mile u nas widziana. 
-Ooo to super, chodźmy przygotować ci pościel, uważaj mogę dzisiaj nie spać w nocy.. 
-Ale, ja nie śpię dzisiaj u ciebie. Tylko u Joey'a. -roześmiała się. Teraz to się na serio zdziwiłam. 
-Naprawdę?! A.. aha.. to może.. ja już pójdę spać. Dobranoc. -powiedziałam jej i dałam buziaka w policzek. -Tylko bez szaleństw mi tam! -dla żartów pogroziłam jej palcem po czym zamknęłam drzwi od swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam się w pidżamę i położyłam się. Długo nie mogłam usnąć.. cały czas moją głowę męczył wypadek Louisa. W końcu totalnie zmęczona odpłynęłam do krainy Morfeusza.. 
***
Kolejny rozdział! Jeeej! Piszcie czy wam się spodobał i BŁAGAM KOMENTUJCIE! Mam tyle wyświetleń, a komentują mi jakieś 4 osoby.. Przez to nie mam weny. No cóż, jeśli chcecie mnie o coś zapytać, pytajcie śmiało na asku! Odpowiem na każde pytanie. Pozdrawiam!

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 13

                                           Rozdział 13 ♥

    Przemogłem się i zapukałem do drzwi jej domu. Otworzyła ona, smutek bił z jej oczu. Ja też od razu poczułem się jeszcze gorzej. Gdy tylko mnie zobaczyła chciała zatrzasnąć drzwi, ale przytrzymałem je nogą. 
-Po co tu przychodzisz?! -zapytała. 
-Chciałem cię przeprosić. Nie miałem zamiaru wczoraj do ciebie dzwonić. 
-Wiesz co? Żałosny jesteś, przecież nic nie zrobiłeś, nie jesteśmy już razem, nie pamiętasz?! Przecież cię zdradziłam, jesteśmy kwita! -wykrzyczała mi to w twarz i zamknęła drzwi przed nosem. Zrezygnowany odwróciłem się, aby zejść po schodach. Nagle drzwi znowu się otworzyły, pełen nadziei obróciłem się znowu w jej stronę. -I wiesz co ci jeszcze powiem, nie będę cały czas przepraszać cię i prosić o wybaczenie mimo, że nic nie zrobiłam.  Mam już tego dość cały czas się użerać ze wszystkim. Tym bardziej, że strasznie mi na tobie zależy! Uwierzyłeś temu kolesiowi, który wcześniej obrażał nas w parku i pobił się z tobą! Uwierzyłeś mu! Podczas gdy ja byłam w tobie zakochana jak ta idiotka, gdybyś wtedy nie wszedł on by mi coś zrobił, ale nie, musiałeś uwierzyć mu gdy powiedział, że się z nim przespałam. Bo jestem zwykłą dziwką, która zwróciła twoją uwagę tylko po to by potem cię zdradzać! A teraz zejdź mi z oczu i już nigdy się nie pokazuj.. 
-Ale, Rose.. 
-Powiedziałam! Zniknij z mojego życia, nie wiem po co w ogóle się w nim znalazłeś. Teraz byłabym szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. Po coś się napatoczył?! Po co, nie potrzebowałam cię, wiesz ile łez przez ciebie wylałam? Ale przecież to ty cierpisz najbardziej i w ogóle po co ja ci to mówię.. żegnam! -krzyknęła te ostatnie słowa i zatrzasnęła drzwi. Teraz już pewny, że znów ich nie otworzy odszedłem. Nie miałem akurat samochodu, więc musiałem iść na pieszo, zastanawiałem się nad wszystkim co powiedziała mi Rose. Czy to prawda? Może ona naprawdę nie kłamie, przecież ten Matt na serio był nieobliczalny, nie wiem co o tym myśleć. Przecież ją kocham, a ona wydaje się jakby naprawdę mnie nie zdradziła, spróbuję z nią normalnie porozmawiać, chcę, żebyśmy znowu byli razem. 
*Z perspektywy Rose*
    Gdy tylko zamknęłam mu te drzwi przed nosem, zaczęłam płakać. Nawet nie wiem dlaczego tak wybuchłam, teraz było mi strasznie głupio. Dlaczego Matt mi to zrobił, dlaczego teraz nie mogę być z Louisem, życie jest nie sprawiedliwe. Dlatego wyjeżdżam, muszę zapomnieć o wszystkim. Pojutrze mam lot do Ameryki, tam zacznę nowe życie. Bez Lou, bez nikogo. 

    Cały dzień przesiedziałam sama w domu, mama, tata i Joey dzisiaj wracają. Ciekawe jak przyjmą wiadomość o moim wyjeździe, i tak mnie tu nie zatrzymają, bo jestem dorosła. Czekałam na nich z niecierpliwością, w końcu usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zeszłam pośpiesznie na dół i przywitałam się z rodziną, mama od razu zaczęła wypytywać jak się czuję, czy poradziłam sobie i takie tam. W końcu po dłuższej rozmowie postanowiłam jej to w końcu powiedzieć, jej i tacie. 

-Mamo, tato.. chodźcie tu, muszę wam coś powiedzieć. -zaczęłam. Nagle wbiegł Joey. 
-A ja to co?! Mi się już nic nie mówi? -zapytał Joey z nutą ironii w głosie. 
-Chcę wam powiedzieć coś bardzo ważnego, otóż... -zaczęłam przeciągać.
-Tak? No nie trzymaj nas tak w niepewności! -odezwała się mama. 
-Wyjeżdżam z Londynu. -powiedziałam. Rodzice wytrzeszczyli oczy. 
-Co?! Jak to?! Ale z kim?!
-Sama, muszę sobie wszystko poukładać, dużo rzeczy się zmieniło i... -nie zdążyłam dokończyć.
-Jak to jedziesz sama?! A Jessie, ten twój Louis. -na te słowo posmutniałam, mama od razu wiedziała o co chodzi. -Chcesz tak wszystko zostawić i wyjechać? 
-Tak, mam lot pojutrze i nic ani nikt mnie nie powstrzyma, podjęłam decyzję, jestem pełnoletnia i umiem o siebie zadbać. -powiedziałam. Rodzice byli zdziwieni, zawiedzeni i smutni. Byłam pewna tego, że chcę wyjechać tak jak niczego innego. Lepiej, żeby Louis się o tym nie dowiedział, nie mam zamiaru go już nigdy więcej widzieć, mimo, że go kocham. Kocham go jak cholera, ale zdałam sobie sprawę, że przez to tylko cierpię. Postanowiłam zadzwonić do chłopców i Jessie. Chcę im o wszystkim powiedzieć. Jak pomyślałam tak zrobiłam i już po 20 minutach 4/5 1D razem z Jessie byli u mnie w pokoju. 
-Ale, jak to wyjeżdżasz? -Jess niemal wyszeptała te słowa powoli krztusząc się łzami, serce mi się łamało gdy widziałam ich miny. 
-Przepraszam, tak będzie lepiej. Wiecie, że was kocham, ale nie mogę tutaj wytrzymać. Muszę wyjechać, tak będzie lepiej dla wszystkich i proszę was, ale to strasznie was proszę, nie mówcie nic Louis'owi. 
-Rose, ale Louis i tak w końcu się dowie. 
-Proszę nie mówcie mu nic, będziecie mogli mu powiedzieć, gdy mój samolot odleci, ale nie wcześniej. 
-No, dobrze. -powiedział Niall, reszta tylko przytaknęła głowami. Siedzieliśmy tam jeszcze trochę w milczeniu, nikt nie chciał przerywać tej chwili choć była strasznie krępująca. W końcu wszyscy wyszli z domu, a ja zeszłam na dół do rodziców. Nadal byli zszokowani tym wszystkim, Joey też. Długo z nimi rozmawiałam, a potem postanowiłam pojechać do sklepu po walizkę. Mam jedną, ale do jednej wszystkiego nie zmieszczę i tak zostawię tu pełno rzeczy. 
    Wzięłam ze stolika portfel, klucze od domu i od auta i pojechałam do Galerii. Tam znalazłam jakiś sklep gdzie były walizki. Podeszłam do pani pracującej w tym sklepie i zaczęłam wypytywać o różne z walizek. Nie mogłam się na żadną zdecydować. Kobieta musiała na chwilę odejść, ponieważ miała innego klienta, był to wysoki brunet, miał niebieskie oczy i albo to były moje urojenia, albo to był Louis. Natychmiast schowałam się za wielkim filarem stojącym obok mnie i grzecznie czekałam na kobietę. Gdy w końcu przyszła, Louis był jeszcze w sklepie, chciałam kupić tą walizkę, więc musiałam tam zostać. 
-Potrzebuje pani walizki na raczej krótką podróż, czy może większej i solidniejszej na jakąś dłuższą? -zapytała. Louis cały czas nam się przyglądał, może tylko mnie skojarzył. Na pewno mnie nie rozpoznał, ponieważ stałam do niego tyłem. Szybko odpowiedziałam kobiecie, a ona znalazła odpowiednią walizkę, która bardzo mi się podobała. Zapłaciłam za nią i wyszłam niezauważona. Idąc w kierunku parkingu, gdzie miałam samochód myślałam o Louisie, czemu cały czas muszę go gdzieś spotykać, mimo, że mam go dość?! Dlaczego akurat ja? Był moim idolem, strasznie chciałam go poznać, przytulić, a teraz mam takie problemy z właśnie "JEGO" powodu. Idąc tak i rozmyślając nawet nie zauważyłam gdy na kogoś wpadłam. Podniosłam oczy.. cholera!
-Znowu ty?! Czemu ciągle na ciebie wpadam! Cholera, odsuń się! -krzyknęłam. Louis strasznie posmutniał. 
-Rose musimy porozmawiać. Muszę ci coś powiedzieć! -powiedział.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Żegnam. -powiedziałam i poszłam w stronę mojego samochodu. Potem normalnie (w łzach) pojechałam do domu. Czemu on chce ze mną rozmawiać, teraz ja go odtrącam, tak jak wcześniej on robił to mnie. Tylko dlaczego ja potem tak bardzo tego żałuje.. 
     Gdy wróciłam do domu od razu zaczęłam przygotowywać rzeczy do spakowania, było tego trochę, ale trudno. W końcu po dwóch godzinach, spakowałam pierwszą walizkę. Jutro zabiorę się za drugą. 
     Po jakże długim i męczącym pakowaniu postanowiłam wziąć prysznic, potem już tylko poszłam się położyć.
     Rano wstałam jak to od kilku dni w strasznym humorze. Po orzeźwiającym prysznicu zeszłam na śniadanie. To mój ostatni dzień w Londynie i chcę go jakoś wykorzystać. Po śniadaniu pobiegłam się ubrać po czym umówiłam się z Jessie w kawiarni, dzisiaj miała wolne od pracy, ja niestety już nie mam pracy.  No nic, pojechałam na umówione miejsce i czekałam na przyjaciółkę. Gdy weszła do tej kawiarni była przybita, nie chciałam jej takiej oglądać, przecież dzisiaj ostatni raz się widzimy. Rozmawiałyśmy strasznie długo, wspominałyśmy dziecięce czasy, wiedziałam, że już nie wrócą, ale chcę aby nasza przyjaźń przetrwała. Przecież będę tu przyjeżdżać, nawet często. Będziemy się nadal widywać, tylko trochę rzadziej. Powtarzałam to sobie w myślach. 
      Po długiej rozmowie i wspomnieniach pojechałyśmy do mnie. Po drodze kupiłyśmy lody śmietankowe i wypożyczyłyśmy dobrą komedię romantyczną. Będąc już u mnie zaczęłyśmy je jeść i oglądać wcześniej wypożyczony film. Ahh, jak będę tęsknić za tymi czasami.  
     Siedząc tak i jedząc te lody, nawet się nie zorientowałyśmy, a byłyśmy całe we łzach. Jessie płakała bardziej, może dlatego, że ja nie robiłam nic innego przez ostatnie kilka dni i po prostu zabrakło mi łez..
-Jessie nie płacz, proszę. -starałam się ją uspokoić. -Przecież będę przyjeżdżać, mamy skype, telefony.. A poza tym, ja jeszcze tu wrócę.. 
-Wrócisz? Naprawdę?
-Nie obiecuję, że od razu, jak sobie wszystko przemyślę, zapomnę o Louisie.. Wtedy wrócę. -odpowiedziałam. Jess trochę się uspokoiła i dalej oglądałyśmy film. 
     Siedziałyśmy razem do wieczora, w końcu uznałyśmy, że jest już późno i żeby Jessie spała u mnie. Jutro mam lot do Ameryki na 13.00, więc spokojnie wszystko ogarniemy. Najpierw ja poszłam wziąć prysznic, a potem Jessie. Podczas gdy ona była w łazience, ja przebierałam się w pidżame. Potem około 22.00 weszłyśmy na twittera. Louis ani Zayn nic nie pisali, natomiast Harry jak to Harry pisał jakieś rzeczy, których zapewne sam nie rozumiał.. Niall i Liam od czasu do czasu tweetowali. Nie przejęłam się tym, zamknęłam laptopa i razem z Jessie położyłam się na łóżku. Po około 5 minutach zasnęłyśmy kamiennym snem. 

                                                   ~*~
     Rano obudziłyśmy się w dobrym humorze, pierwszy raz nie myślałam o Louisie... Dziwne, ale cóż. Gdy Jessie została w moim pokoju i brała prysznic, ja poszłam zrobić nam śniadanie, a następnie zaniosłam je do góry. Gdy zjadłam swoją porcję Jessie wróciła z łazienki i zaczęła zajadać. W tym czasie ja szybko pobiegłam pod prysznic.. 
     Stojąc w małym, przeszklonym pomieszczeniu zastanawiałam się nad przyszłością.. Czy poradzę sobie tam, w Ameryce? Czy dam radę? Poznam tam takich przyjaciół jak tu? Będę szczęśliwa? Na te pytania nie potrafiłam odpowiedzieć. Nagle przypomniałam sobie o Jessie, która siedzi teraz sama w pokoju i szybko wyszłam z pod prysznica. Owinęłam się białym, ciepłym ręcznikiem i wróciłam do pokoju po rzeczy do ubrania. Ubrałam się TAK. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Nałożyłam na twarz lekki makijaż i wreszcie byłam gotowa na jakikolwiek kontakt z ludźmi. 
     Dochodziła godzina 11.00. Cały czas siedziałam z Jessie, miałam zamiar siedzieć z nią do ostatniej minuty, jaką będę mogła jej poświęcić. Nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, Jessie została w moim pokoju, a ja szybko pobiegłam otworzyć. Byli to Harry, Zayn, Liam i Niall. Zayn patrzył na mnie smutnymi oczyma, zresztą tak jak wszyscy, ale on miał więcej powodów, aby tak się zachowywać. Zraniłam go, on jest we mnie zakochany, a ja nie dość, że nic do niego nie czuję (oprócz przyjaźni) to jeszcze go odtrącam i wyjeżdżam. No trudno, nic  na to nie poradzę, nie chcę go ranić, nie chcę żeby cierpiał.. Pragnę, żeby był szczęśliwy z kimś innym niż zakochany we mnie. Prawda jest taka, że jak na ten moment nie potrafiłabym już nikogo pokochać tak jak Louisa. No cóż, wpuściłam ich do pokoju i ruchem ręki pokazałam, że mają usiąść na kanapie. Wiedziałam, że to nasze pożegnanie. Coś w sercu kazało mi tu zostać, ale rozum kazał wyjechać. Póki co słuchałam rozumu. 
     Usiadłam na kanapie obok chłopaków i Jessie. Siedzieliśmy tak w ciszy, nie była to krępująca cisza, ale postanowiłam ją przerwać. 
-Więc, chyba powinniśmy się pożegnać, nie sądzicie? -powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich lekko. Chłopcy wstali z tej kanapy razem ze mną i zaczęli mnie przytulać. Poczułam, że łzy cisną mi się do oczu, ale musiałam być dzielna.
-Mimo, że nie znamy się długo, kochamy cię jak przyjaciółkę... ba! Jak siostrę! Zawsze będziesz dla nas kimś ważnym, co by się nie działo będziemy z tobą, pamiętaj o tym. Możesz dzwonić do nas o każdej porze dnia i nocy, zawsze cię wysłuchamy i doradzimy. Możesz na nas liczyć. -powiedzieli jakże wzruszającą przemowę. Poczułam jedną łzę spływającą po moim policzku, szybko ją otarłam lecz chłopcy i tak ją widzieli. Zauważyłam, że Niall'owi szklą się oczy, podeszłam do tego słodkiego głodomorka i strasznie, ale to strasznie mocno go przytuliłam. 
-Hej, a my?! -krzyknęła cała reszta. Zaśmiałam się i przytuliłam każdego po kolei. 
-To co, będziemy tu tak stać i ryczeć? Nie lepiej pooglądać telewizję, albo coś? -zapytałam. Wszyscy przytaknęli i już za chwilę siedzieliśmy na kanapie w salonie oglądając jakąś komedię. Nie obyło się bez śmiechu, żartów i innych. Takie pożegnania to ja lubię.. Jak ja będę tęsknić za tymi idiotami.. 
    O godzinie 12.20 zniosłam na dół ostatnią walizkę, poszłam zapakować ją do taksówki po czym pobiegłam jeszcze do domu pożegnać się z rodzicami. Tego najbardziej się bałam. Joey, mama, tata, chłopcy i Jessie stali po kolei w rządku. Do każdego podeszłam z osobna i przytuliłam się. Z mamą i tatą najdłużej trwałam w uścisku. Obiecali, że będą wysyłać mi pieniądze. Miałam na oku mieszkanie, które zamierzałam kupić zaraz po przyjeździe, wszystko miało być idealnie.. no, prawie idealnie. Ostatni raz spojrzałam na dom, w którym się wychowałam, na rodzinę i przyjaciół po czym wyszłam z domu słysząc tylko "Kochamy cię" wypowiedziane przez rodziców...Weszłam do taksówki, która już po chwili ruszyła w drodze na lotnisko. Kierunek Ameryka.. -powiedziałam w myślach. Nowe życie, nowa ja. Ciekawe czy się tam odnajdę.. 
*Z perspektywy Louisa*
     Gdy wstałem około 11.00 chłopców nie było w domu. Zostawili mi karteczkę, że musieli coś załatwić. No nic, postanowiłem nie marnować czasu i poszedłem się ubrać. Miałem zamiar pojechać dzisiaj do Rose, porozmawiać z nią na spokojnie i w końcu się z nią pogodzić. Wczorajszy dzień dał mi sporo do myślenia, już nie będę jej osądzać. Teraz przejrzałem na oczy, ona mnie kocha, ja ją kocham i teraz jej ufam, teraz jej wierzę. Nie zrobiłaby mi czegoś takiego.. Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiałem, ale lepiej późno niż wcale.  
    No nic, gdy już się jakoś "ogarnąłem" była 12.20. Wziąłem z kuchennego blatu kluczyki do auta i ruszyłem prosto do Rose. Jadąc tak rozmyślałem co jej powiem. Czy mi wybaczy? Chcę znowu z nią być, kocham ją, kocham ją jak cholera. Stęskniłem się za nią strasznie, wiem że to ta jedyna. Nigdy, ale to nigdy nie kochałem tak żadnej kobiety. Jadąc tak i rozmyślając nawet się nie spostrzegłem, a stałem już pod jej domem. Wysiadłem pełen dobrej myśli i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi jej mama, była lekko smutna, gdy wszedłem do środka zobaczyłem Niall'a, Liam'a, Zayn'a i Harry'ego. Osłupiałem. O co tu chodzi?
-Witam, coś się stało, że wszyscy tu tak razem siedzicie? Gdzie jest Rose? Muszę z nią porozmawiać. -zapytałem. Jej rodzice posmutnieli. 
-To my was zostawimy samych. -powiedziała jej mama i razem z tatą Rose i skierowała się do wyjścia. Coraz bardziej się niepokoiłem..
-O co tutaj chodzi?! -zapytałem już całkiem wytrącony z równowagi.
-Louis. Rose nas o to poprosiła. Mieliśmy ci powiedzieć dopiero gdy jej samolot już wyląduje, ale jesteś naszym bratem i widzimy jak ją kochasz, więc powiemy ci to teraz.. -odezwali się. Zrobiłem minę wtf.. 
-Powie mi ktoś w końcu o co wam chodzi? Jaki samolot do cholery?! 
-Rose postanowiła.. wyjechać. -odezwał się Harry. Osłupiałem.
-Ale tylko na kilka dni? -zapytałem z nutą nadziei w głosie. 
-Nie Louis. Chyba na zawsze.. -odpowiedzieli. Wytrzeszczyłem oczy. 
-Co?! Cholera! Kiedy ona wyjechała?! Dokąd? Gdzie? Kiedy? Jak? Kurwa! -zacząłem panikować. Poczułem się jakbym dostał w twarz, strasznie zabolało. Przestraszyłem się, że stracę ją na zawsze.. Spojrzałem na zegarek-13.00.
-O której ona ma ten samolot?! 
-Dokładnie o 13.00. Przykro nam stary, przepraszamy. -nic nie odpowiedziałem tylko wybiegłem z jej domu i wsiadłem w samochód. Droga na lotnisko na ogół zajmuje mi pół godziny, ale teraz jechałem tak szybko, że mógłbym tam dotrzeć w 15 minut. Jechałem tak szybko jak mogłem, czasem nawet i szybciej. Byleby tylko zdążyć. Nagle w radiu usłyszałem wiadomości z ostatniej chwili. 
-Witamy, tu Max Robinson, nadajemy na żywo z naszego studia w Londynie. Mamy dla państwa bardzo złe wiadomości. Otóż samolot, który leciał do Ameryki, wystartował o godzinie 13.00. Jednak nie wzbił się na długo. Jakieś 10 minut po starcie samolot rozbił się. Nikt nie przeżył, przyczyn dokładnie nie znamy. Już widać żałobników zjeżdżających się na lotnisko. Współczujemy... -odezwał się głos w radiu. Dalej już nie słuchałem. Zaraz, zaraz. Co on powiedział?! Samolot lecący do Ameryki? Wylatujący o godzinie 13.00?! Rozbił się?! Przecież to ten samolot, którym leciała Rose. Boże nie! Boże.. Nagle zaczęła dzwonić moja komórka. Nie odebrałem, wcisnąłem tylko jeszcze mocniej pedał gazu i jechałem na te nieszczęsne lotnisko. Po chwili byłem już cały we łzach, nie widziałem gdzie jadę. Nagle straciłem panowanie nad kierownicą, próbowałem jakoś wykręcić, ale nic nie mogłem zrobić.. Poczułem tylko uderzenie, ból i ciemność, przerażającą, cholerną ciemność.. 
***
DA DA DAAAAM! Oooj się porobiło.. Ale przecież bez komplikacji nie byłoby ciekawie. Chociaż nawet nie wiem czy w ogóle jest ciekawie. Jest taki o sobie rozdział, trochę długi mi wyszedł, ale nie jestem z niego aż tak zadowolona. Piszcie czy wam się podoba, nawet jak wam się nie podoba to piszcie. Kocham Was ♥
Btw. zastanawiam się nad zmianą wyglądu tego bloga, no nic nie zdziwcie się jak coś zmienię. +dodałam nową postać do "Przedstawienia bohaterów (:" Zajrzyjcie! ♥ Następny rozdział już wkrótce. 


sobota, 23 marca 2013

Rozdział 12


                               Rozdział 12 ♥
W końcu opamiętałam się i oderwałam od niego. 
-Przepraszam! Boże co ja zrobiłam! -krzyknęłam. Zayn posmutniał, ale wiedział o co chodzi. 
-Nie, to ja przepraszam. Powinienem w ogóle ci nic nie mówić. Lepiej będzie jak sobie pójdę. -powiedział i wyszedł z łazienki. Stałam i wpatrywałam się w drzwi. Nie docierało do mnie, że przed chwilą z własnej woli "zdradziłam" Louisa, co z tego, że już nie jesteśmy razem, ja go kocham i czuję się jakbym go zdradziła. Łza spłynęła po moim policzku. Czemu go pocałowałam, przecież nic do niego nie czuję, a zrobiłam mu nadzieję. Jaka ja jestem głupia. 
    Siedziałam w tej łazience jeszcze jakieś dwie minuty, aż w końcu zeszłam na dół do chłopaków. Patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem, jakby wiedzieli co się stało tam na górze. 
-Rose? -odezwał się Niall, wszyscy byli wpatrzeni we mnie jak w obrazek.
-Tak? 
-Czemu Zayn wyszedł? Co się stało tam na górze?
-Chłopcy... Nie chcę o tym mówić.
-Dobrze, nie będziemy naciskać. Wiedz tylko, że nam możesz wszystko powiedzieć. -tym razem odezwał się Harry. Wszyscy mieli takie poważne miny. 
-No dobrze, niech wam będzie. Ja... pocałowałam Zayna. -powiedziałam i ucichłam, było mi wstyd. Nie wiedziałam czy mam żal do Zayna czy do samej siebie, chyba raczej do siebie, bo gdybym miała to wszystko za złe Zayn'owi wyszłabym na jedną, wielką egoistkę. 
-Jak to pocałowałaś Zayna? A Lou? -odezwał się Liam. 
-No właśnie. To było pod wpływem emocji, ja kocham Louisa, a przez swoją głupotę zrobiłam nadzieję Zayn'owi. -powiedziałam i spuściłam głowę, pozwoliłam spłynąć łzom. Chłopcy mnie przytulili.
-Spokojnie. -powiedział Liam. -Na pewno wszystko się ułoży. Jesteśmy z tobą. 
-Dziękuje, kocham was. 
-Posiedzieć jeszcze tutaj? -odezwali się wszyscy.
-Nie, możecie iść. Chcę być sama, dziękuje. -chłopcy przytaknęli, przytulili mnie i pożegnali po czym wyszli. 
*Z perspektywy Louisa*
    Stałem przy blacie i robiłem sobie kolejną kanapkę. Strasznie mi się nudziło. Chłopcy byli u Rose, a ja zostałem sam. Usiadłem na kanapie i zacząłem oglądać jakiś nudny film, nawet nie wiem na jakim kanale. Oni pewnie tam się dobrze bawią, a ja siedzę jak ten tumok. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł, przecież ja nie muszę tutaj siedzieć i się nudzić. Postanowiłem pójść na imprezę. Wstałem z tej szarej kanapy i poszedłem jakoś się ubrać. Gdy byłem już gotowy usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu, zszedłem na dół, aby zobaczyć kto to. To był Zayn, ale bez chłopców.. 
-Hej, co ty tu robisz? -zapytałem.
-Tak jakby "pokłóciłem" się z Rose. Ehh nie ważne, a coś ty się tak wystroił. 
-Postanowiłem nie nudzić się w domu i pójść na imprezę. Idziesz ze mną? -zapytałem. Zayn chwilę się wahał, ale w końcu przytaknął i po chwili byliśmy w samochodzie, w drodze na imprezę. Nie wiem czy to mi jakoś pomoże, ale muszę zapomnieć o Rose. Tak będzie najlepiej.
    Wysiedliśmy pod jednym z najpopularniejszych i najdroższych klubów w Londynie. Uśmiechnąłem się lekko do Zayna.
-To co, wchodzimy? -zapytał Zayn. 
-Jasne, dzisiaj chcę się już tylko bawić.
    Weszliśmy do klubu. Od razu do moich uszu dobiegł głośny dźwięk muzyki, wszędzie czuć było alkohol i papierosy. Szedłem z Zaynem omijając kolejne, pijane nastolatki, w końcu usiadłem przy barku. 
-Dwa razy whisky poproszę. -powiedziałem. Gdy dostałem dwa kieliszki, swój wypiłem od razu, a drugi dałem Zayn'owi. 
-Jeszcze raz to samo. -powiedziałem. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, aż nogi zaczęły się pode mną uginać. Wkręciłem się w wir zabawy, Zayn zniknął mi z pola widzenia. W jednym momencie rozmawiałem z ludźmi, których w ogóle nie znałem, a w drugim momencie śmiałem się z coraz to innymi kobietami. W końcu zmęczony opadłem na krzesło i zamówiłem kolejnego drinka. Nagle dosiadła się do mnie jakaś brunetka, miała lekkie loki, na oko 20 lat.
-Hej, jestem Lou, a ty? -zapytałem. 
-Jestem Olivia, miło mi cię poznać... -brunetka uśmiechnęła się do mnie, odpowiedziałem tym samym.
*Z perspektywy Rose*
     Wstałam z kanapy i poszłam wziąć prysznic. Zastanawiałam się co u Lou, u Zayna.. Potem poszłam ubrać się w pidżamę po czym wskoczyłam do ciepłego łóżka, leżąc tak i rozmyślając o wszystkim i o niczym odpłynęłam do krainy Morfeusza..
     
     Obudził mnie dźwięk telefonu, spojrzałam na wyświetlacz była godzina 2:35.
-Cholera, komu się zachciało dzwonić o tej porze. -powiedziałam sama do siebie, przetarłam bardziej oczy i zauważyłam, że dzwoniącym jest Louis. 
-Halo? -odezwałam się do słuchawki. Po drugiej stronie usłyszałam śmiechy. -Halo?! -powtórzyłam. 
-Ooo Rose? Roooose! A-kuku! Rose.. halooo, jesteś tam? -Lou zaczął krzyczeć mi do słuchawki, słychać było jak bardzo był pijany. Wkurzyłam się. 
-Czego ty chcesz? Jest druga w nocy! 
-Ale, nie denerwuj się kochanieee. Ja chciałem tylko... -przerwał na chwilę i znowu zaczął się śmiać.  -Olivia, nie teraz.. gadam z Rose.. -powiedział i znowu zwrócił się do mnie. -Rose muszę kończyć, idziemy z Olivią, wiesz o co chodzi.. chyba nie jesteś zła, przecież zrobiłaś to samo z Matt'em. -usłyszałam to i w oczach stanęły mi łzy. Rozłączyłam się jak najszybciej. Wybuchłam płaczem. Miałam nadzieję, cholerną nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Teraz wiem, że nic już nigdy nie będzie jak dawniej, muszę wyjechać, teraz jestem w stu procentach pewna, że muszę wyjechać. Zapomnieć o wszystkim, o Louisie, o chłopcach, chociaż to będzie trudne. Nie zostanę tutaj, na pewno nie... 
*Z perspektywy Louisa <rano>*
    Obudziłem się w jakimś pokoju. Leżałem w łóżku dwuosobowym. Wnętrze było elegancko urządzone. Pewnie jestem w jakimś hotelu. Nie pamiętam prawie nic z wczorajszej nocy, tylko moment, w którym wchodziłem do klubu i zamawiałem kolejne drinki, potem już tylko urywki. Zaraz zaraz, poznałem jakąś brunetkę, jak ona miała na imię? Ahh Olivia, dzwoniłem przy niej do kogoś, a potem. O Boże. Spojrzałem pod kołdrę, na szczęście byłem ubrany. Nie wiem co bym zrobił gdyby okazało się, że my... 
    Wstałem z tego wielkiego łóżka i rozglądnąłem się po pokoju, nie byłem tu sam. 
-Hej, jak się spało? -zapytała mnie Olivia. Stałem jak wryty, no tak przecież wczoraj byłem nawalony i całkiem normalnie rozmawiało mi się z piękną nieznajomą, a teraz? Spałem z nią na jednym łóżku, na szczęście w ubraniach.. 
-Aaa, dobrze. 
-Pamiętasz mnie, prawda? -zapytała.
-Tak, jasne. Możesz mi powiedzieć gdzie my właściwie jesteśmy? -zapytałem. Olivia zaśmiała się lekko. 
-Jesteśmy w hotelu, do którego mnie wczoraj zabrałeś. 
-Aha, czy my..? -znowu zapytałem. Pełen obaw czekałem na odpowiedź. 
-Nie. Po tym jak zadzwoniłeś do niejakiej.. Rose, o ile się nie mylę, poszliśmy razem tutaj. W ostatniej chwili zrezygnowałeś, w sumie nawet lepiej, widzę, że coś cię łączy z tą Rose i nie chcę tego psuć. Będę lecieć, jak będziesz czegoś chciał dzwoń, masz mój numer. Do zobaczenia, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. -powiedziała po czym wyszła z pokoju. Siedziałem tam jeszcze jakieś 10 minut i próbowałem sobie przypomnieć coś z wczorajszej nocy, nagle zerwałem się na równe nogi.. 
-Co ona do cholery powiedziała?! Że dzwoniłem do Rose! Muszę się dowiedzieć co takiego jej nagadałem! Zaraz, przecież mam jej numer. -powiedziałem sam do siebie po czym wyjąłem z kieszeni telefon i szukałem w kontaktach numeru Olivii. W końcu po dłuższych poszukiwaniach dokopałem się do tego numeru i zadzwoniłem do niej. 
-Ouu, dopiero co wyszłam z hotelu, a ty już dzwonisz. No więc o co chodzi? -powiedziała od razu po odebraniu mojego telefonu. 
-Musimy się spotkać i to szybko, możesz tutaj wrócić? 
-Jasne, jestem niedaleko. 
-Ufff, to dobrze. Bądź za 5 minut w restauracji na dole. 
-Ok. Paa. -odpowiedziałem jej i rozłączyłem się. Pobiegłem doprowadzić się do jakiegoś porządku po czym wyszedłem z pokoju i zacząłem zmierzać w kierunku windy. 
    Skierowałem się do restauracji, w której miałem spotkać się z Olivią, usiadłem przy jednym ze stolików i czekałem. W końcu ją zobaczyłem, weszła i rozglądnęła się po całym wnętrzu, w końcu gdy mnie ujrzała, żwawym krokiem ruszyła w moją stronę. 
-Witaj znowu! -powiedziała. 
-Hej. Możesz mi powiedzieć.. -od razu zmierzyłem do sedna, niestety przerwał mi kelner, który podszedł do nas i zapytał o zamówienia. Oboje zamówiliśmy wodę. -No, więc. Chciałem cię zapytać, o to o czym tak dokładnie rozmawiałem przez telefon z..
-..Z Rose? Już ci mówię, zadzwoniłeś do niej, świetnie się bawiliśmy.. Zacząłeś jej gadać, że idziemy właśnie do pokoju i żeby nie miała ci tego za złe, bo przecież zrobiła ci to samo z jakimś.. Matt'em. -powiedziała Olivia. Boże, złapałem się za głowę, k*rwa co ja zrobiłem. 
-Dziękuje ci, dziękuje nawet nie wiesz jak mi pomogłaś. Muszę lecieć, do zobaczenia.. -powiedziałem. Nie czekałem, aż kelner przyniesie wodę, zostawiłem trochę pieniędzy na blacie i wybiegłem jak najprędzej z tej restauracji. Usłyszałem tylko ciche "do zobaczenia". Nie obchodziło mnie to wtedy, teraz obchodzi mnie Rose, i to jak ją przeprosić za tamten telefon. Złapałem taksówkę i powiedziałem kierowcy, aby zawiózł mnie pod adres Rose. 
    Wysiadając z taksówki przed jej domem, zastanowiłem się. Przecież ona mnie zdradziła, nie obchodzę jej.. mimo to i tak postanowiłem zapukać. 
***
Napisałam 12 rozdział. Właśnie wkroczyła Olivia! Na początku miała nazywać się inaczej, ale mam co do niej więcej planów, więc wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że się spodobał. Czytasz=komentujesz! ♥
Wszelkie pytania możecie zadawać na moim asku: ask.fm/Rose699 POZDRAWIAM!

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 11

                                        Rozdział 11 ♥

     Obudziłam się w złym nastroju. Byłam sama w domu, a była brzydka pogoda, która jeszcze bardziej mnie dołowała. Cały czas męczyła mnie sytuacja z Lou, a tu jeszcze wylanie z pracy. Dam sobie dzisiaj spokój od wszystkich, kto wie może powinnam wyjechać? 
   Wstałam z łóżka i jak zwykle poszłam pod prysznic. Potem ubrałam się. Schodząc na śniadanie dostałam sms-a od Zayn'a: "Hej, wpadniemy dzisiaj do ciebie z chłopakami tak o 15.00. Jak się nie zgodzisz, to i tak wpadniemy.. xx" 
-Idioci.. -zaśmiałam się. Dzisiaj chciałam być sama, ale jak już mają wpaść to niech wpadają, nie chcę się zamienić w "nołlajfa". 
    Zrobiłam sobie zwykłe kanapki po czym poszłam przed telewizor i zaczęłam jeść. Włączyłam MTV i siedziałam na twitterze. Nagle z telewizora dobiegł głos dobrze znanej mi piosenki, One Way Or Another. Chciałam ją przełączyć gdy tylko ujrzałam Louis'a, jednak nie zrobiłam tego, dalej oglądałam. Mogłabym do niego teraz zadzwonić, napisać, ale po co? I tak ma mnie gdzieś. Chłopcy chociaż prosiłam ich, aby tego nie robili, rozmawiali z nim.. na nic. Nic go nie przekona, a przecież mi tak na nim zależy. Chyba zacznę na poważnie myśleć o jakimś wyjeździe. Nie na zawsze, na rok, dwa, trzy lata. 
    Postanowiłam pójść do sklepu, lodówka była pusta, a przecież chłopcy mają przyjść. Horan jeszcze by się obraził jakby zobaczył te pustki. Wzięłam więc słuchawki, portfel i energicznym krokiem wyszłam z domu. 
    Do sklepu miałam jakieś 7 minut drogi. Weszłam i skierowałam się w dział spożywczy, zaczęłam pakować różne rzeczy do koszyka. Potem przeszłam do działu warzywnego, przypomniało mi się, że mam kupić marchewki. Podeszłam szybko do stoiska z tymi warzywami i wyciągnęłam rękę, aby złapać 3 ostatnie. Niestety ktoś był szybciej ode mnie, spojrzałam w górę, to był chłopak, prawie w tym samym czasie spojrzał na mnie. Cholera, to Louis! Czemu cały czas muszę go gdzieś spotykać?! 
-Przepraszam, weź te marchewki. -powiedział i chciał się odwrócić.
-Louis poczekaj! Możemy porozmawiać? -zapytałam. Spojrzał na mnie jak zwykle, tym przeszywającym wzrokiem. 
-A mamy o czym rozmawiać? -przystanął na chwilę. Spojrzałam mu prosto w oczy. Boże jak ja go kocham.. 
-Mamy. Na przykład o nas.. 
-Nie ma już czegoś takiego jak "my"  -powiedział  wyraźnie akcentując to ostatnie słowo po czym zaczął iść w kierunku wyjścia. Zostawiłam te zakupy i pobiegłam za nim. Był już na ulicy.
-Louis, czekaj! -krzyknęłam. Byłam już prawie przy nim gdy zauważyłam tylko jego przestraszoną minę i samochód przed moimi oczami. Poczułam straszny ból, upadłam na ziemię, na szczęście samochód zatrzymał się. Nic mi się nie stało, tylko strasznie bolała mnie noga. Louis szybko do mnie podbiegł, kierowca wyszedł z samochodu i zaczął mnie przepraszać. Louis pomógł mi wstać i przytrzymał mnie, spojrzałam na niego. 
-Nic ci się nie stało?! -powiedział, a raczej krzyknął. Przed chwilą miał mnie gdzieś i miał zamiar sobie iść, a nagle tak się mną przejmuję.. 
-Nie, nic mi nie jest. -powiedziałam chociaż sama w to nie wierzyłam. Wzięłam jego rękę z mojego ramienia i zaczęłam kuśtykać z powrotem do sklepu. 
-Gdzie ty idziesz? -powiedział.
-Do sklepu, muszę zrobić zakupy. -powiedziałam. Louis pokręcił głową i podszedł do mnie łapiąc mnie w pasie. -Co ty robisz? 
-No chyba nie myślisz, że dam ci teraz iść do sklepu. Zawiozę cię do domu. 
-Mogę sama wrócić do domu.. -powiedziałam. Udawałam, że chcę aby dał mi spokój, ale i tak miałam nadzieję, że tego nie zrobi. 
-I tak cię zawiozę, nie pozwolę ci teraz gdzieś samej chodzić. -powiedział. Przytaknęłam i poszłam, a raczej przywlokłam się do jego samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera. 
     Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Nie mogłam uwierzyć, że siedzę obok chłopaka, który nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, a tak się mną przejął. 
Louis co jakiś czas na mnie spoglądał lub ja na niego, ale gdy tylko nasze oczy się spotykały odwracał wzrok. W końcu podjechaliśmy pod dom. 
-Dziękuję za podwiezienie. -powiedziałam i wysiadłam z jego samochodu. 
-Nie ma za co, dojdziesz sama do domu? -zapytał i w sekundę znalazł się przy mnie. 
-Tak, dziękuje, pa. -lekko się uśmiechnęłam, Louis oddał mi sztucznym uśmiechem. Uggh, nienawidziłam tego. Weszłam po schodach i zaczęłam szukać klucza do drzwi, wreszcie je znalazłam. Otworzyłam je i ostatni raz spojrzałam na Lou, odjeżdżał właśnie swoim samochodem. Byłam mu wdzięczna, że mimo to, że chyba mnie nienawidzi pomógł mi. Gdyby można było cofnąć czas.. 
    Poszłam do kuchni, przypomniałam sobie, że przecież nic nie kupiłam. I co ja teraz zrobię? Spojrzałam na zegarek.. 14.35, może zamówię pizzę? Pomyślałam i za chwilę stałam już przy telefonie wybierając właściwy numer. Po zamówieniu pizzy "pobiegłam" na górę się przebrać. Noga nadal mnie bolała, założyłam sobie bandaż na miejsce gdzie samochód mnie uderzył. Uczesałam się jeszcze i akurat byłam gotowa na przyjście chłopaków. 
    Usłyszałam dzwonek do drzwi, pomyślałam że to chłopcy. Zbiegłam na dół, jednak to był facet który przywiózł pizzę, zapłaciłam mu i pożegnałam się. Odniosłam pizze do kuchni i poszłam włączyć telewizor. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i wbiega do domu, to byli oni. Wlecieli do mnie i zaczęli się witać, Niall nie mógł nic powiedzieć, ponieważ trzymał w buzi paczkę popcornu... słodki głodomorek. 
-Dobrze, że przynieśliście coś do jedzenia, bo mi nie było dane robić zakupów. -powiedziałam.
-Wiemy, Louis nam mówił. 
-Jak go zobaczycie to jeszcze raz mu ode mnie podziękujcie. -powiedziałam.
-Oczywiście, zachęcaliśmy go, żeby razem z nami do ciebie przyszedł, ale nie zgodził się. -uśmiechnęłam się sztucznie, chyba to zauważyli. Nie chciałam stworzyć niezręcznej atmosfery, więc poszłam z Zaynem do kuchni rozpakować wszystkie smakołyki, które przynieśli. Niall porwał pizze i chyba nam jej nie odda, a reszta chłopaków włączała jakiś film. 
-Pewnie ci ciężko to wszystko znosić.. -powiedział Zayn, gdy staliśmy sami w kuchni.
-No, trochę -odparłam. 
-Pamiętaj, że masz nas. Zawsze będziemy z tobą. -odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego po czym wróciliśmy do reszty. Gdy szliśmy w kierunku kanapy objął mnie w pasie, ale za chwile się ode mnie odsunął, bo zauważył, że poczułam się niezręcznie. Usiadłam między Harrym, a Niall'em i zaczęliśmy oglądać jakiś horror. 
    Niall nie był zainteresowany filmem tylko jedzeniem żelków, Liam był zajęty loczkami Hazzy, a Zayn cały czas patrzył się na mnie. Nie ukrywam, że bardzo mnie to peszyło, czy Zayn coś do mnie czuje? Te gesty, słowa.. Nie, napewno nie, tylko mi się zdaje. W końcu znudzona horrorem powiedziałam chłopcom, że idę do toalety, zrobiłam to też dlatego, żeby uniknąć wzroku mulata. 
    Stojąc przed lustrem nakładałam na usta malinowy błyszczyk, nagle poczułam na swoich biodrach ciepłe, duże, męskie ręce. Wiedziałam do kogo należą-do Zayna. Speszyłam się jeszcze bardziej niż wtedy gdy się na mnie patrzył. 
-Zayn co ty robisz?! -krzyknęłam i odsunęłam się od niego. Teraz dzieliły nas jakieś dwa metry. 
-Przepraszam, ja.. po prostu nie mogłem się powstrzymać.. Gdy się poznaliśmy byłaś dla mnie przyjaciółką, ale jakoś zacząłem myśleć o tobie coraz częściej, pojawiałaś się w moich snach, zrozumiałem, że.. że się w tobie zakochałem... -powiedział i spuścił głowę. 
-Zayn.. ja, ja nie wiem co powiedzieć. Wiesz przecież, że kocham Louisa. 
-Nie mów nic, zapomnij, że w ogóle ci to powiedziałem. -posmutniał i skierował się do wyjścia. Złapałam go za ramię.
-Czekaj! -powiedziałam. Zayn spojrzał na mnie tymi smutnymi oczami, nie wiedziałam co robię to był impuls.. w jednym momencie złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. W końcu opamiętałam się i oderwałam od niego.
***
BUM! No, więc wiem, że dosyć długo pisałam ten rozdział, ale postanowiłam pisać teraz dłuższe rozdziały, a przez to że mam dużo szkoły i wgl.. nie miałam kiedy go napisać. :< Komentujcie czy wam się  podoba. Zapraszam na mojego aska: <ASK>. Tutaj możecie dowiedzieć się wszystkiego o moim blogu (:

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 10

                                           Rozdział 10 ♥

*Z Perspektywy Rose*
       Obudziłam się i rozglądnęłam po pokoju, było jeszcze ciemno. Podniosłam się i sięgnęłam na szafkę nocną po telefon. Było kilka nieodebranych połączeń i jeden sms, miałam cichutką nadzieję, że to Louis dzwonił, tak się jednak nie stało, to była moja mama, która chciała powiadomić mnie, że pojechała z tatą i Joey'em do cioci na dwa dni. Dla mnie nawet lepiej, nie będą musieli widzieć co się ze mną dzieje. 
     Nagle przypomniałam sobie, że przecież Jessie została u mnie na noc, wstałam z łóżka i pobiegłam do pokoju gościnnego, w którym spała. Weszłam po cichutku, wyglądała tak słodko, zrobiłam chytrą minę i podeszłam do jej łóżka. Nachyliłam się nad jej uchem i z całych sił krzyknęłam.
-Wstawaaaaaj! -Jessie od razu zerwała się po czym spadła z łóżka.
-Chcesz, żebym zawału dostała?! -krzyknęła podnosząc się z zimnej podłogi. Zaśmiałam się i pomogłam jej wstać.
-Chodź, idziemy zrobić śniadanie. -powiedziałam. Zeszłyśmy na dół po schodach i skierowałyśmy się do kuchni, wzięłam wszystko potrzebne do zrobienia jajecznicy i zaczęłam ją robić. Usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy zajadać wcześniej przeze mnie zrobioną "potrawę". 
-Musimy iść dzisiaj do pracy. -powiedziałam nieco zrezygnowana. Byłam tak bardzo zdołowana tą całą sytuacją z Louis'em, że nie miałam w ogóle ochoty wychodzić z domu, a co dopiero chodzić do pracy. No trudno, przecież tak mi zależało. 
     Gdy skończyłyśmy jeść śniadanie, pobiegłyśmy na górę się ubrać. Jessie wcześniej wzięła ciuchy na zmianę, a ja ubrałam się w niedawno zakupione rzeczy. Bardzo mi się podobały, ale teraz nic nie jest w stanie mnie zadowolić.  
     Do pracy jechałyśmy w zupełnej ciszy, nie przeszkadzała nam. Jessie doskonale wiedziała, że nie mam ochoty na rozmowę. Wysiadłyśmy z auta i weszłyśmy do MSC. 
-Dzień dobry. -krzyknęłyśmy do szefowej, poszłyśmy przebrać się w nasze fartuchy i zaczęłyśmy pracę. 
     Nie było zbyt dużo ruchu, Jessie pomagała na zapleczu, a ja obsługiwałam ludzi. W pewnym momencie zauważyłam piątkę chłopaków wchodzących do MSC. Modliłam się w duchu, żeby to nie byli oni, jednak na moje nie szczęście to byli oni, tak całe 1D. Louis szedł niechętnym krokiem, jakby był zmuszony tu przyjść. Zajęli miejsce, przestraszyłam się. Nie chciałam do nich podchodzić, zaczęłam rozglądać się za Jessie, której nigdzie nie było. W końcu spojrzeli w moją stronę, wzięłam notes i podeszłam do nich. 
-Hej Rose. -powiedzieli wszyscy oprócz Louis'a.. Po co oni go tu przyprowadzili?! 
-Hej, co wam podać? -spytałam starając się nie patrzeć na Louis'a. W ogóle nie zwracał na mnie uwagi, no tak.. niby tego chciałam, ale zabolało mnie to. Ehh tam, mój tok rozumowania.. 
   Chłopcy zaczęli zamawiać, Louis nie odezwał się słowem, więc zamówili za niego. Odeszłam od ich stolika po czym zaczęłam realizować zamówienie. Kątem oka zauważyłam, że Lou na mnie patrzy, ręce zaczęły mi się trząść. Zawsze tak na mnie działał. Cholera. Musiałam iść zanieść im te zamówienia, wzięłam tacę i zaczęłam zmierzać w ich stronę. Zauważyłam, że Louis wstaje od stolika, chyba chciał wyjść. Próbowałam go ominąć, jednak potknęłam się i wpadłam na niego. Wylałam na niego całe zamówienie, no jeszcze tego brakowało! Louis spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, tymi chłodnymi oczami, które nie wyrażały żadnych uczuć oprócz cierpienia i złości. 
-Przepraszam! Naprawdę przepraszam. -zaczęłam gadać. Szybko wyciągnęłam chusteczki i zaczęłam go wycierać. 
-Nic się nie stało. -wymruczał pod nosem, po czym złapał mnie za rękę wyrywając mi chusteczkę i wyszedł. 
    Stałam jak ostatnia sierota, było mi wstyd. Chłopcy się na mnie patrzyli, oni dobrze wiedzieli, że nie zdradziłam Louis'a, wstali i przytulili mnie. Zaczęłam płakać. 
-Będzie dobrze. -odezwał się Zayn. 
-Nie, nie będzie dobrze i wy o tym wiecie! -powiedziałam. Oderwałam się od nich po czym zerwałam swój fartuch i odłożyłam go na jakieś krzesło. 
-Rose co ty robisz?! -krzyknęła Jessie, która zauważyła całe zajście, podbiegła do mnie, chwyciła fartuch i chciała mi go wręczyć z powrotem. 
-Wychodzę stąd! -krzyknęłam. Podeszła do mnie moja szefowa. 
-Jeżeli teraz stąd wyjdziesz, możesz pożegnać się z pracą. -powiedziała. Chłopcy spojrzeli na mnie, obróciłam się na pięcie i wybiegłam z MSC. 
     Dlaczego ja to zrobiłam? Właśnie straciłam pracę. Chociaż co mnie to obchodzi w tym momencie. Obchodzi mnie tylko Louis. Cholera! Gdybym go nie spotkała byłabym teraz szczęśliwa! Dlaczego się napatoczył? Dlaczego wszedł w moje życie i ot tak zmienił je o 360 stopni? Dlaczego jestem w nim tak zakochana i przez to tak cierpię? Zadawałam sobie te pytania biegnąc ile sił w nogach. Biegnąc tak bez opamiętania trafiłam do parku. Wpadłam na jakiegoś chłopaka. 
-Przepraszam, nie chciałam na ciebie wpaść. -odezwałam się. Zaraz, zaraz przecież to Zayn. -Zayn? 
-Rose? Dzięki Bogu, że cię znalazłem. Jak wybiegłaś z tego baru to zaczęliśmy cię szukać, wiesz jak się martwiliśmy?! -powiedział to wszystko po czym objął mnie ramieniem i zaprowadził do swojego samochodu. 
-Nie powinniście się o mnie martwić. Umiem o siebie zadbać. 
-Wolimy się tobą zająć, a poza tym chcemy abyś wiedziała, że mimo tego że nie jesteś już z Lou, dla nas dalej jesteś kimś ważnym. Jesteś naszą przyjaciółką, ba! Dla nas jesteś siostrą! Nawet nie wiesz jak Niall się przejął twoim zniknięciem. 
-Dziękuję, jesteście dla mnie jak bracia. -powiedziałam. Zayn zawiózł mnie do mojego domu.
-Chcesz wejść? -powiedziałam. Skorzystał z okazji. Zaprowadziłam go do salonu, usiadł na kanapie. -Chcesz coś do picia? -zapytałam, przytaknął głową. Poszłam do kuchni i za chwilę byłam z powrotem przy nim z napojem.
-Dziękuję. -powiedział. Usiadłam obok niego, zaczęliśmy długo rozmawiać. W pewnym momencie zapytał mnie o to całe zajście z Mattem. Powstrzymywałam się, ale w końcu powiedziałam mu wszystko. Nie obyło się bez łez, ale on je rozumiał, wiedział co to znaczy złamane serce, pomógł mi, wysłuchał, siedział cicho, wiedział że tego potrzebuję. Poczułam, że to ktoś komu będę mogła zwierzyć się ze wszystkiego, taka męska wersja Jessie. Ktoś komu powierze każdy sekret. Wiedziałam to. 
-Dziękuję ci, że teraz tu jesteś. Nawet nie wiesz jak mi pomogłeś. -powiedziałam. Zayn uśmiechnął się, wstał i przytulił mnie. 
-Nie ma za co. -powiedział. Pożegnałam się z nim i odprowadziłam do drzwi. Potem poszłam spać.
***
Napisałam 10 rozdział huehue. Napiszcie czy wam się spodobał. Nawet jeśli wam się nie podoba NAPISZCIE! Jednak nie zawieszę bloga, bo zależy mi na nim, ale naprawdę ciężko pisać jeśli nie ma się motywacji, komentarze są moją motywacją. Piszcie co wam się podoba, a co nie. Co byście zmienili.. Pozdrawiam. Następny rozdział będzie szybko, bo pewnie dzisiaj zacznę pisać następny.. hueheu jakoś mnie wzięło. 

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 9

                                            Rozdział 9 ♥

   Okazało się, że to nie Jessie stoi w drzwiach tylko Matt. Gdy tylko go zobaczyłam chciałam zatrzasnąć drzwi jednak zatrzymał je nogą po czym wbiegł do domu pchając mnie na ścianę.. Przestraszyłam się. 
-Matt co ty robisz?! -krzyknęłam, byłam coraz bardziej przestraszona. Naparł na mnie, próbowałam mu się wyrwać, zaczął mnie całować, nie oddawałam pocałunków chciałam go jakoś uderzyć, ale zablokował mi ręce. 
-Zniszczę cię, zgadnij kto tu za chwile będzie? -powiedział. Wiedziałam o kogo mu chodzi-o Louis'a. Pewnie coś mu nagadał, Boże jak Louis mnie teraz z nim zobaczy.. milion myśli przebiegło mi przed oczami, zaczęłam się mu jeszcze bardziej wyrywać.. na nic. Przywarł na mnie jeszcze bardziej i złapał mnie za udo dalej całując. W tym samym momencie do mojego domu wszedł Louis. 
-Co to ma być?! -krzyknął, a momentalnie z jego twarzy można było wyczytać tylko złość i smutek. Gdy Matt zobaczył, że Louis jest już w domu odsunął się ode mnie i zaczął się śmiać.
-Oooh przepraszam! Widzę, że twoja "ukochana" nie powiedziała ci jeszcze, że się ze mną przespała, uups! -powiedział Matt, po czym wyszedł z mojego domu, obijając się jeszcze o ramię Louis'a, spojrzałam na niego, patrzył na mnie znienawidzonym wzrokiem.. takim bez żadnych uczuć, jakbym była mu zupełnie obojętna, wiedziałam jednak jak dużo bólu sprawiłam mu teraz. 
-Louis, to nie tak.. -powiedziałam, w moich oczach stanęły łzy. Louis był wprowadzony z równowagi. 
-Co nie tak?! 
-Uwierz mi.. To naprawdę nie jest tak jak myślisz, on.. -nie zdążyłam nawet dokończyć. 
-Powiedz, że to nie prawda, że nie całowałaś się z nim!
-To on mnie całował! 
-Właśnie widziałem jak się broniłaś.. 
-Louis, posłuchaj mnie.. -powiedziałam, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy, które długo powstrzymywałam. -Kocham cię.. -nie odpowiedział mi, odwrócił tylko głowę. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko wytarł, ta scena wyglądała jak z jakiegoś tandetnego filmu romantycznego.. tylko, że to była rzeczywistość, moja rzeczywistość. Złapałam go za rękę, odtrącił ją i zaczął zmierzać ku wyjściu, próbowałam go zatrzymać.. w pewnym momencie zaczęłam krztusić się własnymi łzami. Zostawił mnie. Samą. Trzasnął za sobą drzwiami, złapałam za klamkę, oparłam o drzwi i powoli osuwałam się na zimną posadzkę. Siedziałam tak i płakałam, krzyczałam jego imię, dlaczego Matt mi to zrobił? Nigdy się nie dowiem, wiem jedynie, że tak tego nie zostawię, kocham Louis'a i nie poddam się.
     W końcu podniosłam się z ziemi, zadzwoniłam kilka razy do Louis'a.. i tak wiedziałam, że nie odbierze. Poszłam do salonu, położyłam się na kanapie i znowu zaczęłam płakać, nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego domu. Na szczęście to była Jessie, od razu do mnie podbiegła.
-O Boże, co się stało?! -krzyknęła. Opowiedziałam jej całą historię, nie mogła uwierzyć.. chciała zadzwonić do Louis'a i z nim porozmawiać, ale powstrzymałam ją. Teraz chciałam tylko, aby mnie ktoś przytulił. 
-Jessie, zostaniesz u mnie na noc? -zapytałam.
-Jasne! Nie zostawię cię teraz na krok. No, nie płacz już, bo nie wytrzymam, napewno wszystko się wyjaśni.
-Obyś miała rację.. -powiedziałam.
*Z perspektywy Louis'a*
    Wyszedłem z jej domu, słysząc jak płaczę jeszcze bardziej łamało mi się serce. Nie wiedziałem komu wierzyć, stałem jeszcze trochę przy jej drzwiach, słyszałem jak krzyczy moje imię. Miałem ochotę otworzyć, przytulić ją i wyszeptać, że ją kocham, ale chyba już nigdy nie będzie mi dane tego zrobić. Zszedłem z jej schodów i skierowałem się do samochodu. Usiadłem za kierownicą, zamiast jechać siedziałem tak w bezruchu, w pewnym momencie ze złości zacząłem walić w kierownicę. W końcu odjechałem. 
    Wszedłem do domu, od razu skierowałem się do swojej sypialni, chłopcy pytali się o co chodzi. Powiedziałem im tylko, że potrzebuję samotności, na szczęście zrozumieli.. Wszedłem do mojego pokoju, usiadłem na łóżku, spojrzałem na telefon.. Dzwoniła, nie chciałem z nią rozmawiać. Nie byliśmy długo razem, ale wiedziałem, że ją kocham i że mi na niej zależy. Jeszcze bardziej bolało.. a miało być tak pięknie.
***
BUUUUUM!! Napisałam 9 rozdział.. Wow, już 9! Obserwujcie mój blog i błagam KOMENTUJCIE! Nie wiem ile osób go czyta.. chyba 3 albo 2.. mało, zastanawiam się nad zawieszeniem bloga, ponieważ piszę te rozdziały, a prawie nikt nie komentuje. btw. rozdział wyszedł trochę krótki, no ale... nie mam motywacji, więc nie mam weny ;( . +jeśli chcesz być informowana na tt o nowych rozdziałach pisz w komentarzu xx

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 8

                                            Rozdział 8 ♥

        Obudziłam się w świetnym humorze, pewnie dlatego, że leżałam wtulona w Louis'a, który słodko spał. Chciałam wstać, lecz bałam się, że go obudzę. Powolutku uniosłam jego rękę, którą mnie obejmował. Spojrzałam na niego.. tak słodko spał, odwróciłam się i chciałam się odkryć gdy nagle usłyszałam czyjś głos za plecami.
-Już wstałaś? -powiedział zaspany Lou. Podskoczyłam ze strachu i spadłam z łóżka razem z pościelą. Bluzka Louis'a, którą miałam założoną podwinęła się i odsłoniła moje czarne, koronkowe majtki. Louis śmiesznie poruszał brwiami.
-Weź ty idioto! -powiedziałam po czym wstałam i uderzyłam go w ramię. 
-Za co to?!
-Za to, że mnie wystraszyłeś, a potem się ze mnie śmiałeś. -Louis spojrzał na mnie, zaśmiał się i szybko pocałował mnie w usta.
    Zeszliśmy na dół na śniadanie trzymając się za ręce. Zjedliśmy z chłopcami, potem postanowiliśmy pójść do parku.
-Zaraz, a wy gdzie idziecie? -zapytał Hazza.
-Do parku.. -powiedział Louis.
-I nie zabieracie mnie ze sobą?! -Harry zaczął udawać, że płacze, a potem że się obraża. Zaśmialiśmy się tylko i wyszliśmy z domu.
   Spacerując sobie po parku śmialiśmy się w niebo głosy, nagle zauważyłam kogoś, kogo wolałabym już nigdy nie spotkać, mianowicie Matt'a -mojego byłego. Nie układało nam się dobrze, to ja zerwałam. Cały czas się kłóciliśmy, kiedyś nawet dostałam od niego w twarz, na dodatek mnie zdradził i był z tego zadowolony. Gdy tylko go zobaczyłam przypomniałam sobie te wszystkie przepłakane noce.. 
-Louis chodźmy stąd... 
-Dlaczego?
-Tam idzie mój były.. nie chcę go oglądać. 
-Ok, chodźmy.. -powiedział Louis, złapał mnie za rękę i już mieliśmy się odwrócić gdy usłyszałam ten cholerny głos.
-Rose?! -Matt szybko do nas podbiegł i złapał mnie za ramię, zabolało mnie to więc Louis od razu zareagował zasłaniając mnie. -Rose, proszę wróć do mnie.. nie pamiętasz jak było nam dobrze, a nieee czekaj jednak nie.. pamiętasz jak mnie zdradziłaś? -zaczął śmiać mi się w twarz. Jeszcze tego brakowało, Louis dziwnie się na mnie popatrzył.. no chyba mu nie uwierzył.
-Słucham?! Nie będziesz robił ze mnie dziwki, to ty mnie zdradziłeś, już nie pamiętasz?! -Wykrzyczałam mu to w twarz totalnie wściekła.
-Hahaah, aaa no tak. Mój błąd. A ja tu widzę, że masz jakiegoś nowego kochasia? Uważaj stary.. to suka. -spuściłam głowę na dół, zrobiło mi się strasznie przykro.. i pomyśleć, że człowiek, którego kiedyś kochałaś całym sercem mówi teraz o tobie "suka", zabolało. Louis zauważył to i niemalże rzucił się na Matt'a, zaczęli by się bić gdybym ich nie rozdzieliła.. 
-Louis.. nie warto, chodźmy stąd.
-Tak, chodźmy.
-Uważaj, uważaj ta dz*wka prędzej czy później i tak wskoczy do łóżka innemu.. -krzyknął Matt. Louis nie wytrzymał, zacisnął pięści, odwrócił się i z całej siły uderzył go w twarz. Matt był lekko oszołomiony, ale oddał mu. Zaczęli się tarzać po ziemi, raz jeden wygrywał, raz drugi. Nagle w oddali zobaczyłam Zayn'a.. Dzięki ci Boże, szybko go zawołałam, przybiegł i rozdzielił Louis'a i Matt'a. Matt uciekł.. Szybko podbiegłam do Louis'a.
-Louis, Boże nic ci nie jest?! -spojrzałam na niego, miał rozciętą wargę i trochę siniaków.
-Boli mnie takie jedno miejsce.. 
-No jakie?! 
-Usta, możesz mnie pocałować? -zaśmiałam się i pocałowałam go bardzo namiętnie. -Teraz to mnie nic nie boli!
-Hahahah.
-Co to był w ogóle za gościu? -zapytał Zayn.
-Mój były. 
-Aaaa. Wiecie co? Wracajmy już do domu.. 
-Ok. -powiedział Louis po czym zmierzyliśmy w kierunku domu. Oczywiście trzeba było powiedzieć o wszystkim chłopcom, bo jak tylko zobaczyli Louis'a z siniakami i zadrapaniami musieli wiedzieć co się stało... Posiedziałam jeszcze u nich trochę, a potem wróciłam do domu. 
      Zadzwoniłam po Jessie, dawno się nie widziałyśmy, powiedziała że niedługo będzie. Czekając na nią weszłam na twittera, chyba fanki 1D już wiedziały, że jestem z Louis'em, ponieważ follownęło mnie strasznie dużo osób. Nie dostałam żadnego hejta z czego bardzo się cieszyłam. Nie było rodziców w domu, chyba pojechali na jakieś zakupy z Joey'em, więc włączyłam sobie telewizję. W końcu usłyszałam dzwonek do drzwi, zbiegłam na dół i otworzyłam je z uśmiechem na twarzy, który szybko jednak znikł. Okazało się, że to nie Jessie stoi w drzwiach.. 
***
Da da daaaam! Jest 8 rozdział buahah jakiś taki mi nie wyszedł, ale nudziło mi się, więc napisałam. Błagam jeśli czytasz tego bloga SKOMENTUJ! To mnie motywuje. A tak poza tym to nie myślcie, że wszystko będzie sielanką, chodzi mi o to, aby jak najbardziej komplikować życie Rose. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.. (:

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 7

                                            Rozdział 7 ♥

 *Z perspektywy Rose*
   Usłyszałam pukanie do drzwi. Cholera, przecież powiedziałam, żeby nikt mi nie przeszkadzał!
-Nie chcę nikogo widzieć! -krzyknęłam i miałam nadzieję, że ten "ktoś" sobie pójdzie. Nie doczekałam się jednak tego, wręcz przeciwnie, drzwi zaczęły się uchylać. Obróciłam się, aby zobaczyć kto to.. to był Louis. Zdziwiona wstałam z łóżka i podeszłam do niego. 
-Teraz ci się zachciało rozmawiać, jeszcze z kwiatami przychodzisz, jak przyszłam ci wszystko wytłumaczyć to miałeś mnie gdzieś.. Po co w ogóle przyszedłeś, teraz tutaj chcesz się kłócić? -wygarnęłam mu to wszystko, on spojrzał na mnie tymi swoimi oczami.. ugh, czemu on tak na mnie działał.. nie chciałam pokazać że wymiękam.
-Rose... 
-Nie przerywaj mi! Teraz ci wszystko wytłumaczę, bo potem zaczniesz gadać i nie będe mogła.. Jak widziałeś mnie w parku, to nie był jakiś tam mój chłopak tylko mój brat! A poza tym... -nie dokończyłam, ponieważ Louis wpił się w moje usta. Zaczęłam oddawać pocałunki, to była taka magiczna chwila.. Nie chciałam, żeby się kończyła, nasze pocałunki były takie zachłanne.. Staliśmy tak jeszcze trochę całując się, gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie. Louis spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął, mimo że wszystko we mnie buzowało także się uśmiechnęłam.
-Przepraszaam. -powiedział Lou.
-Jak mogłeś pomyśleć, że ja z nim.. fuj -zaśmiałam się i wzdrygnęłam dla żartów. -Ja.. z moim bratem...hahaha
-Oj już dobra.. -zaśmiał się. Po czym podał mi bukiet różowych róż, uśmiechnęłam się i poszłam włożyć je do wazonu. -To co? Może pojedziesz ze mną do chłopaków? Obejrzymy jakiś film, albo coś.
-Czemu nie. No to jedźmy. -powiedziałam. Louis uśmiechnął się po czym objął mnie w pasie. Zaczęliśmy schodzić po schodach, Lou jak to Lou zaczął żartować, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, gdy byliśmy już przy drzwiach krzyknęłam do mamy, że wychodzę.. Ona tylko stała jak wryta, pewnie była zdziwiona, bo jeszcze kilkanaście minut temu byłam wcieleniem zła, no nic, wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do auta Louis'a.
     Po kilku minutach byliśmy już u chłopaków, Niall zrobił popcorn i obejrzeliśmy jakiś film. Oczywiście nie obyło się bez żartów. Potem zagraliśmy w jakąś nudną grę, dochodziła 22.00 .
-Będę się już zbierać, bo rodzice będą się martwić.. -powiedziałam smutno, nie chciałam ich zostawiać.. bardzo dobrze się czułam w ich towarzystwie.
-Zostań na noooc! Prosimyyy. -powiedzieli chórem chłopcy i zrobili oczka szczeniąt. Nie mogłam im się oprzeć.
-Nie chcę wam się narzucać. 
-Nie narzucasz się! Prosimy! Lou też napewno chce abyś została. -Lou uśmiechnął się.
-No dobra, zadzwonię tylko do rodziców. -jak powiedziałam tak zrobiłam, wszystko wytłumaczyłam mamie i zgodziła się, ponieważ bardzo polubiła Louis'a. Posiedzieliśmy sobie jeszcze trochę, aż w końcu naszła pora spania. 
-No dobra, to gdzie śpię? -powiedziałam, chłopcy spojrzeli po sobie..
-Możesz spać u mnie w pokoju, ja będę spał na podłodze. -powiedział Louis. Zgodziłam się i za chwilę znajdowałam się w jego pokoju. 
-Ładnie tu masz, tak czysto.. -powiedziałam. -Ja idę wziąć prysznic, za chwilę wracam. 
    Gdy wróciłam z łazienki do sypialni Louis'a zobaczyłam, że na podłodze leży materac. Louis podał mi jakąś bluzkę i dres, bluzka była długa i sięgałam mi do kolan, więc ubrałam tylko ją. Louis położył się na materacu i przykrył kocem, ja natomiast położyłam się na łóżku.
-Dobranoc Lou. -powiedziałam i zamknęłam oczy, słyszałam tylko, że mi odpowiedział i odpłynęłam. 
     Obudziłam się w środku nocy, śnił mi się koszmar, podniosłam się do pozycji siedzącej i rozglądnęłam się po ciemnym pokoju. Spojrzałam na podłogę... spał tam Louis, zrobiło mi się go żal, pewnie ciężko mu tam spać, wygląda jak bezdomny (XD), nie mogłam na to patrzeć.
-Louis.. Louis śpisz? -szepnęłam.
-Nie, powieki oglądam.. o co chodzi? -powiedział zaspany Lou.
-Boję się.
-Położyć się koło ciebie? -zapytał opiekuńczym głosem.
-Jak chcesz. -Louis nie czekał na nic tylko wstał z tego materaca i położył się obok mnie, objął mnie w pasie i pocałował lekko w ramię. Czułam się taka bezpieczna, na 100% wiedziałam, że jestem w nim po uszy zakochana. 
-Kocham cię Lou. 
-Ja ciebie też słońce, a teraz śpij. -powiedział i wtulił się we mnie mocniej. Zasnęliśmy tak w swoich objęciach.
***
7 rozdział napisany! Jakiś taki nijaki.. przepraszam nie miałam weny. Mam takie malutkie ogłoszenie: JEŚLI CZYTASZ TO OPOWIADANIE SKOMENTUJ! PROSZĘ NIE WIEM CZY JEST SENS PISAĆ TO DLA DWÓCH CZY TRZECH OSÓB. Nie mówię od razu, że rezygnuję, ale każdy potrzebuje jakiejś motywacji. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, wiem taki jakiś spokojny.. Pozdrawiam ♥♥♥