Rozdział 14 ♥
{ MUZYKA }
*Z perspektywy Rose*
Z obiema walizkami weszłam na lotnisko i podeszłam do recepcji. Za ladą stała młoda, miła brunetka.
-Dzień dobry. Mam zarezerwowany lot na godzinę 13.00. -powiedziałam. Kobieta od razu posmutniała.
-Przykro nam, ale pani samolot wyleciał 20 minut wcześniej. Napisaliśmy to na naszej stronie i dzwoniliśmy do pasażerów.
-Nikt do mnie nie dzwonił.. -odpowiedziałam.
-Strasznie mi przykro, pewnie jakaś pomyłka. Ma pani następny lot za 20 minut. Proszę się wstrzymać, naprawdę nam przykro. -odpowiedziała. Wściekła odeszłam od tej całej recepcji i zajęłam miejsce. Miałam tu czekać następne 20 minut, bo ktoś zapomniał mnie poinformować. Cholera.
Czekałam już jakieś 10 minut, gdy nagle w głośnikach usłyszałam głos mężczyzny. Oznajmił, że samolot lecący z wyprzedzeniem z godziny 13.00 na godzinę 12.40 rozbił się i nikt nie został uratowany. Przeżyłam szok. Przecież tam mogłam być ja, gdyby oni mnie poinformowali właśnie byłabym martwa. Boże oni uratowali mi życie.. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Szybko odebrałam, była to mama.
-Boże święty! Córeczko nic ci nie jest?! Słyszeliśmy w radiu! Boże święty! -zaczęła krzyczeć mi do słuchawki.
-Nie mamo, nic mi nie jest. Spóźniłam się na samolot, jestem cała i zdrowa i czekam na następny, który leci za 10 minut. Przekaż chłopcom, że wszystko ok. Papa, kocham cię! -powiedziałam i się rozłączyłam. Po kolejnych dziecięciu minutach znowu usłyszałam ten męski głos. Zaczął gadać, że wszystkie loty są dzisiaj odwołane.
-Szlag! I gdzie ja mam teraz wrócić?! -powiedziałam sama do siebie. Chłopcy pewnie już wszystko powiedzieli Louis'owi i jakbym wróciła do domu od razu zastałabym go. Chyba pójdę do hotelu. Wzięłam moje dwie walizki i wyszłam na zewnątrz. Miałam już wołać taksówkę, gdy ktoś znów zadzwonił.
-Słucham? -powiedziałam bez najmniejszego zainteresowania. Byłam bardziej zajęta wyszukaniem jakiejś taksówki na tym jakże zatłoczonym lotnisku. Nagle usłyszałam zapłakany głos Nialla. -Boże, Niall, co się stało?! -niemalże krzyknęłam mu do słuchawki.
-Louis... Boże..
-Co?! Jaki Louis?!
-On.. on.. -Niall nie mógł nic z siebie wydusić. Coraz bardziej się niepokoiłam.
-No gadaj! Co z nim?
-Boże Rose, przyjedź do szpitala... on miał wypadek.... jest w ciężkim stanie.. -w końcu to z siebie wydusił. Stałam jak osłupiała, słyszałam już tylko płacz w słuchawce... rozłączyłam się. Chyba to do mnie nie dotarło, zamówiłam szybko taksówkę i po chwili byłam już w drodze do szpitala. Teraz nie obchodził mnie żaden wyjazd, kłótnia, duma.. teraz liczył się tylko Louis. Nawet nie zauważyłam, a byłam cała we łzach, modliłam się, żeby nic mu się nie stało.
Już po chwili byłam w szpitalu. Wbiegłam tam jak poparzona, miałam z tym lekkie problemy, ponieważ było tam pełno paparazzich i fanek. To niemożliwe, że dopiero przed chwilą wszyscy się o tym dowiedzieli, a fanki miały już transparenty z napisami "Louis will be fine" czy też inne typu "We love you". Teraz mnie to nie obchodziło, wbiegłam tam i od razu poleciałam do recepcji, kobieta stojąca za ladą myślała, że jestem kolejną fanką, która wkradła się niepostrzeżenie. Nie mogłam jej wytłumaczyć, że jestem przyjaciółką chłopaków. Na szczęście ujrzałam Zayna. Podbiegł do mnie i razem ze mną poszedł pod salę, w której operowali Louisa. Cały czas płakałam.
-Co z nim?! Przeżył, będzie dobrze prawda?! Wyjdzie z tego! -zaczęłam wypytywać. Niall siedział jak zaklęty, nie odzywał się, widać było, że strasznie płakał. Inni też, ale ten głodomorek, jest nadzwyczaj wrażliwy.
-Na razie nic nie wiadomo, wiemy tylko, że wybiegł z twojego domu, gdy dowiedział się, że wyjeżdżasz, chciał pojechać na lotnisko. Podobno stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w ciężarówkę. Ma teraz bardzo poważną operację i nie wiadomo czy w ogóle ją przeżyje. -odezwał się Harry.
-O Boże, to wszystko moja wina..to przeze mnie, jeśli on umrze.. ja sobie tego nie wybaczę, nie będę mogła bez niego żyć. Ja sobie nie poradzę! -zaczęłam panikować.
-Spokojnie, zamartwianie się tu nic nie da. Musimy być dobrej myśli. Wszystko pójdzie dobrze. -powiedziała Jessie. Przytuliłam ją z całych sił.
-A właściwie.. dlaczego on jechał na to lotnisko. Przecież.. -powiedziałam. Nie mogłam dokończyć, wielka gula stanęła mi w gardle. -przecież podobno już nic do mnie nie czuł ani ja do niego.. Teraz wiem, że wyjazd do Ameryki był najgorszym pomysłem jaki kiedykolwiek wpadł mi do głowy. Ja bez niego nie wytrzymam tygodnia, a co dopiero całe życie! Kocham go jak nikogo innego.
-Wczoraj, mówił nam o czymś. Nie chcieliśmy ci o tym mówić, ale teraz powinniśmy. Louis chciał z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym.. -powiedział Liam.
-O czym?
-Chciał cię przeprosić, znów być z tobą. Właśnie dzisiaj przyjechał z tobą porozmawiać, ale ciebie już nie było. Pewnie gdy usłyszał w radiu o rozbitym samolocie, pomyślał, że ty tam byłaś. Zaczął jechać szybciej i.. stało się. -nie odpowiedziałam już nic. Osłupiałam, siedziałam na krześle i czekałam, aż w końcu operacja się skończy. Po kilku godzinach z sali wyszedł lekarz.
-I co z nim? -wstałam od razu i skierowałam się do niego.
-Udało nam się go uratować, ale ma bardzo wiele obrażeń, które mogły strasznie wpłynąć na jego stan. Na razie jest w śpiączce i nie wiemy kiedy się obudzi, musimy być jak najlepszej myśli. -na tę wiadomość ucieszyłam się, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.
-Mogę go zobaczyć? -zapytałam niepewnie. Lekarz na początku strasznie się wahał, ale zaczęłam go namawiać, wręcz błagać, więc się zgodził.
{ TERAZ WŁĄCZ TO :> }
Byłam przygotowana na to co zobaczę, wiedziałam, że jego stan jest ciężki, ale to co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W oczach znowu stanęły mi łzy, leżał tam.. nieprzytomny, podłączony do chyba miliona kabelków.. nawet go nie widziałam przez te bandaże i gips. Wybuchłam płaczem, podeszłam do niego.. usiadłam obok jego łóżka na krześle i leciutko złapałam go za rękę, a raczej za gips. Musiałam chwilę odczekać, bo cała się trzęsłam. W końcu zaczęłam mówić, chociaż wiedziałam, że mnie nie usłyszy.
-Louis.. Louis kochanie, jestem tutaj. Wiem, że mnie nie słyszysz, ale pamiętaj że jestem obok ciebie. Nic mi nie jest.. szkoda że nie mogę tego samego powiedzieć o tobie. Przepraszam, że z mojego powodu tutaj leżysz.. przepraszam.. -powiedziałam krztusząc się łzami. Nagle za moimi plecami usłyszałam jakieś szmery, odwróciłam się szybko, to byli chłopcy razem z Jessie. Nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli, Niall zakrył twarz. Inni powstrzymywali się od płaczu, a Jessie leciały po policzkach pojedyncze łzy, które po chwili wycierała.
-Boże... -powiedzieli wszyscy. -Jak on tego nie przeżyje to..
-Chłopcy nie możemy tak myśleć.. musimy wierzyć, że będzie dobrze. Że niedługo się obudzi, wyzdrowieje i będzie już dobrze. -powiedziałam.
-Wrócisz do niego? -zapytał Harry. Zamyśliłam się..
-Jeśli będzie tego chciał.. wrócę. -odpowiedziałam. Chłopcy przytaknęli głowami. Patrzyliśmy tak na niego, gdy tylko się uspokajałam, łapałam go za rękę i znowu zaczynałam płakać. To było straszne, widzisz swojego ukochanego nieprzytomnego, leżącego tak bez życia.. i wiesz, że nic nie możesz zrobić. Jeszcze bardziej przytłaczało mnie to, że on mógł tego nie przeżyć, a nawet jeśli by przeżył mógłby się nie obudzić.. Zapomniałam już o wszystkim, o Matt'cie o tej całej "zdradzie" o wszystkim! Błagałam tylko Boga, aby nic mu się nie stało.
-Słońce, chodźmy na dół do restauracji, porozmawiamy sobie na spokojnie. -odezwała się Jessie. Przytaknęłam i za chwilę byłyśmy w windzie jadącej na parter. Skierowałyśmy się w stronę małej, szpitalnej restauracji i zajęłyśmy miejsca. Zamówiłyśmy sobie po wodzie. Dawno nie rozmawiałam tak na poważnie z Jess.
-Dobrze się już czujesz? -zapytała. Lekko przytaknęłam głową, próbowałam powstrzymać kolejne łzy gromadzące się powoli.
-Tak, już lepiej. Ostatnio prawie w ogóle nie rozmawiamy. Co u ciebie? -zapytałam. -Przecież niedawno miałaś jechać do taty.. nie pojechałaś?
-Nie, jak zwykle najpierw mnie zaprosił, a jak się w końcu zgodziłam to powiedział, że nie ma czasu. Teraz znowu zaprosił mnie na weekend, ale nie wiem czy pojadę..
-Dlaczego? Jedź!
-Ale.. teraz to wszystko z Lou i w ogóle. Nie mogę was zostawić.
-Możesz, a raczej musisz!
-Ale.. jesteś moją przyjaciółką, nie chcę cię zostawiać.
-To tylko na weekend, to twój tata. powinnaś pojechać.
-No zgoda. Ale obiecaj, że sobie poradzisz. -powiedziała.
-Obiecuję, a jak z Joey'em?
-Co z Joey'em?
-No przecież wiem, że między wami coś się kroi! Nie ukryjesz tego...
-Naprawdę.. to tak widać? -wyraźnie się zmieszała. Zaśmiałam się.
-Tak, widać kochanie nawet nawet nie wiesz jak bardzo..
-Ale Joey nic do mnie nie czuje.. -powiedziała. Zaśmiałam się jeszcze bardziej.
-Żartujesz?! On za tobą szaleje! Ilekroć mówię, że przychodzisz od razu robi mu się banan na twarzy.. ilekroć się gdzieś umawiamy on chcę iść z nami ze względu na ciebie! Kurczę, wam obojgu strasznie na sobie zależy, ale boicie się sobie to wyznać. Musisz z nim pogadać.. -powiedziałam.
-Sama nie wiem..
-Dziewczyno! Walcz o miłość, lepiej teraz niż później, bo ktoś ci go sprzątnie z przed nosa! Leć teraz.. ja sobie poradzę. -powiedziałam. Jessie uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.
-Na ciebie zawsze mogę liczyć, dziękuję, że ze mną porozmawiałaś. Kocham cię.
-Ja ciebie też, a teraz leć, ja pójdę do Louisa. -powiedziałam. Jess wyszła ze szpitala i wsiadła do swojego samochodu. Miałam nadzieję, że ona i Joey w końcu będą razem. Zasługują na siebie.
Wstałam i wyszłam ze szpitalnej restauracji. Skierowałam się do windy, gdy już się w niej znalazłam nacisnęłam przycisk i pojechałam prosto na 4 piętro. Tam poszłam od razu pod salę "214", salę do której został przeniesiony Louis zaraz po operacji. Zauważyłam chłopców, podeszłam do nich i po chwili znajdowaliśmy się już w sali mojego ukochanego. Od razu do niego podeszłam, nadal to do mnie nie docierało, ale muszę być silna, dla siebie i dla niego.. Złapałam go za rękę, spojrzałam na jego zamknięte oczy, malinowe usta, które jeszcze niedawno mówiły ci prosto w twarz, że nie chcą cię znać.
-Rose, jedź do domu.. powinnaś odpocząć, jest już późno. -powiedział Harry.
-Nie ma mowy! Nigdzie nie jadę, nie zostawię Louisa. -odpowiedziałam. -A poza tym nie mam samochodu, musiałabym jechać taksówką.
-Ja mogę cię zawieźć. -powiedział Zayn. Chwilę się zawahałam, przecież nie chcę zostawić Louisa, a jechać do domu z kimś, kto wyznał ci miłość.. a potem cię pocałował. Ugh, w końcu zdecydowałam się z nim pojechać. Wyszłam z nim z sali szpitalnej i skierowałam się na podziemny parking. Po chwili znajdowaliśmy się w jego luksusowym samochodzie. Jechaliśmy w zupełnej ciszy. W końcu znaleźliśmy się pod moim domem, wysiadłam z jego samochodu i skierowałam się w stronę schodów. Nagle na swoim ramieniu poczułam ciepłą rękę Malika.
-O co chodzi? -zapytałam. Nie miałam ochoty w ogóle z nim rozmawiać. Było mi tak... głupio.
-Chciałem.. już dawno z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że po tym jak się pocałowaliśmy, unikasz mnie. Uwierz to mnie bardzo boli, nawet bardziej niż twoja nie odwzajemniona miłość..
-Ty tak wybrałeś..
-Wiem, chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi. Obiecuję, że zapomnę o tobie i już nigdy.. nie wyznam ci miłości. -powiedział to.. z takim bólem w oczach. Zrobiło mi się go żal, ale wiedziałam że nic nie mogę z tym zrobić.
-Dobrze, niech będą przyjaciele. -uśmiechnęłam się do niego. -A teraz pozwól, że wejdę do domu, jestem zmęczona. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. Gdyby coś działo się z Louisem zadzwonimy do ciebie. -powiedział i poszedł do swojego samochodu po czym prędko odjechał. Weszłam do domu. Od razu od progu powitała mnie mama i mocno przytuliła.. Nie wiedziałam o co chodzi.
-Wiem, co się stało z Louisem.. Tak mi przykro, mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. -powiedziała.
-Ja też.. Mamo? Skąd wiedziałaś co mu się stało? -zapytałam.
-Kochanie, cały czas trąbią o tym w telewizji i radiu, a poza tym Jessie nam powiedziała.
-Jessie tu jest?! -zapytałam i od razu się uśmiechnęłam.. wiedziałam do kogo przyszła.
-Tak, przyszła porozmawiać z Joey'em.. nie wiem o co chodzi.
-Ah, dobrze. Pójdę na górę, jestem zmęczona.
-Dobrze. Córeczko? Jeszcze jedna sprawa.. Jednak nie wyjeżdżasz?
-Nie.. nie mogłabym zostawić teraz Louisa.. ani mi się śni. -powiedziałam. Mama tylko się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Poszłam na górę i skierowałam się do swojego pokoju, na korytarzu spotkałam Jess.
-Jessie? Oh, rozmawiałaś z nim? -zapytałam.
-Tak. -odpowiedziała mi uśmiechnięta od ucha do ucha.
-I co?
-Jesteśmy razem! -krzyknęła. Podskoczyłam z radości.
-Aaaa! Jak super! Życzę wam szczęścia.
-Dziękuję.
-A tak w ogóle.. już bardzo późno, Joey odprowadzi cię do domu? -zapytałam. Byłam zdziwiona, bo Jess nigdy nie zostawała u nas do takiego późna.
-Nie.
-Sama wrócisz?
-Też nie..
-To o co chodzi?
-Zostaję na noc! -krzyknęła. Wow, zdziwiłam się, ale po chwili także się ucieszyłam. Wprawdzie nie planowałam nikogo zapraszać, ale ona zawsze jest mile u nas widziana.
-Ooo to super, chodźmy przygotować ci pościel, uważaj mogę dzisiaj nie spać w nocy..
-Ale, ja nie śpię dzisiaj u ciebie. Tylko u Joey'a. -roześmiała się. Teraz to się na serio zdziwiłam.
-Naprawdę?! A.. aha.. to może.. ja już pójdę spać. Dobranoc. -powiedziałam jej i dałam buziaka w policzek. -Tylko bez szaleństw mi tam! -dla żartów pogroziłam jej palcem po czym zamknęłam drzwi od swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam się w pidżamę i położyłam się. Długo nie mogłam usnąć.. cały czas moją głowę męczył wypadek Louisa. W końcu totalnie zmęczona odpłynęłam do krainy Morfeusza..
***
Kolejny rozdział! Jeeej! Piszcie czy wam się spodobał i BŁAGAM KOMENTUJCIE! Mam tyle wyświetleń, a komentują mi jakieś 4 osoby.. Przez to nie mam weny. No cóż, jeśli chcecie mnie o coś zapytać, pytajcie śmiało na asku! Odpowiem na każde pytanie. Pozdrawiam!