piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 20


*Z perspektywy Rose*

Mimo iż nie mogłam jechać z Liamem po Lou postanowiłam pojechać do chłopaków i razem z nimi przygotować dla niego niespodziankę. Będąc w drodze słuchałam piosenek w radiu. Wiatr dostający się przez otwarte okno rozwiewał moje brązowe włosy. Czułam się tak dobrze, po raz kolejny zapomniałam o problemach, zaczęłam śpiewać. Spojrzałam na zegarek-10:20, czyli Liam i Louis prawdopodobnie wyjeżdżają spod szpitala, przyspieszyłam i już po pięciu minutach byłam w domu chłopaków. 
-Hej wszystkim! -krzyknęłam otwierając drzwi. Rozglądnęłam się po ich domu, cały był udekorowany wstążkami, balonami i transparentami z napisami "Witaj w domu Lou!" albo "Witaj z powrotem!". Uśmiechnęłam się-postarali się. Nagle usłyszałam krzyki z góry i ujrzałam Niall'a zbiegającego po schodach, a za nim Harry'ego, który gonił go z zszywaczem w ręku. Niall przebiegając obok mnie krzyknął "Cześć" i uciekał dalej, to samo zrobił Harry. Zaśmiałam się i poszłam na górę bedąc pewna, że znajdę tam Zayn'a. 
Wchodząc po schodach usłyszałam rozmowę, zdziwiłam się, bo przecież w domu była trójka chłopaków, dwójka tych idiotów goni się na dole, więc powinien zostać tylko Zayn. Czyżby? Olivia?
-Hej! -krzyknęłam. Zayn odwrócił się wyrwany z rozmowy, uśmiechnął się do mnie i pokiwał mi, potem zabrał się za składanie ubrań w swoim pokoju. Podeszłam do odwróconej do mnie plecami Olivii i postanowiłam zagadać. 
-Cześć Olivia. -powiedziałam ciepło się uśmiechając.
-Hej. -odpowiedziała mi.
-I co, myślałaś o naszej ostatniej rozmowie? -zapytałam. Olivia się zamyśliła. 
-W sumie tak, sądzę, że nie powinnam bronić się miłości, a już zwłaszcza z Zayn'em. Właściwie przyjechałam tu, żeby przywitać Louisa, ale postaram się na poważnie porozmawiać z Zayn'em, bo póki co, tylko go przeprosiłam. -powiedziała. Zdziwiłam się jej nagłą zmianą zdania, ale było to pozytywne zdziwienie. 
-To super! -krzyknęłam. Olivia zaśmiała się. Chociaż w jej oczach widziałam odrobinę niepewności i tak przeważało w nich zdecydowanie i szczęście. Uśmiechnęłam się do niej ciepło po czym zakończyłam rozmowę i zeszłam na dół pomóc chłopcom w ostatnich przygotowaniach. Już niedługo miał przyjechać Lou, bałam się na niego spojrzeć, bałam się, że mnie wyśmieje, że weźmie mnie za idiotkę, napewno gdy wyszłam wtedy z jego sali śmiał się ze mnie. Jestem głupia. Skwasiłam się na myśl o tej niezręcznej chwili, w której się znalazłam w sali Louisa i stuknęłam się w głowę próbując wymazać to dołujące wspomnienie z głowy. Nagle usłyszałam kroki, okazało się, że byli to chłopcy. Poinformowali mnie, że wszystko jest gotowe i uśmiechnęli się zwycięsko wyraźnie zadowoleni ze swojej pracy. 
-To co, może zjemy coś słodkiego na zakończenie pracy? -powiedział Niall wyjmując wielki słoik groszków zza siebie. Zaśmiałam się-wyglądał jakby reklamował jakiś produkt. Spróbował otworzyć słoik, nie miał jednak zbyt tyle siły. Zaczął się z nim męczyć, postanowiłam mu pomóc, nagle Olivia krzyknęła, że Lou z Liamem wrócili, ale niedosłyszałam jej, byłam zajęta tym cholernym słoikiem.
-Daj, otworze. -powiedziałam i próbowałam wyciągnać Niall'owi słoik groszków.
-Nie, ja umiem. -odpowiedział uparcie. Zaczęłam kłócić się z Niall'em o głupi słoik. Zaczęliśmy się z nim siłować, raz ja miałam go po swojej stronie a raz on. W końcu zrezygnowana odpuściłam i puściłam słoik, Niall nie wiedząc o co chodzi upuścił go. Wielki, szklany przedmiot zbił się, a my zaczęliśmy się ślizgać po groszkach, bałam się, że upadnę, tak też się stało. W momencie gdy Lou z Liamem wchodzili do domu, ja przewróciłam się na tyłek. Niall zaraz po mnie. Zayn od razu podbiegł do nas podczas gdy Harry i Olivia witali się z Lou. Nie mogłam opanować śmiechu, chociaż wiedziałam, że Louis znajduje się kilka metrów ode mnie, zaczęłam turlać się po ziemi. Niall robił to samo. W końcu spróbowałam wstać, Zayn podał mi dłoń. Podniosłam się, ale nie na długo, po chwili znowu leżałam na podłodze coraz bardziej się śmiejąc. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, aż w końcu Niall'owi udało się wstać i pomógł mi. Stojąc już na równych nogach rozejrzałam się dookoła, zobaczyłam przed sobą wszystkich wpatrujących się we mnie i Nialla. Zaczęliśy się śmiać, a Niall lekko szturchnął mnie w ramię. Spojrzałam na niego i ponownie złapałam się za brzuch w obawie, że znowu nie będę mogła powstrzymać śmiechu. 
*Z perspektywy Lou*
Jadąc do domu miałem mieszane uczucia. Byłem pewny, że Rose już nigdy nie będzie chciała się ze mną zobaczyć. Było mi tak głupio na samą myśl chwili, w której prawie się pocałowaliśmy. Nie to, że nie chciałem. Chciałem i to bardzo, ale gdy miałem "przebłysk" pamięci, w momencie gdy jej twarz stała się tak znajoma i chciałem ją pocałować, to wszystko zniknęło. Wszystko! Wyszedłem na idiotę, strasznego idiotę..
Wyglądając przez okno patrzyłem na spływające krople deszczu po szybie auta. No tak, pogoda w Anglii, jeszcze przed chwilą było ciepło. Liam co chwila na mnie spoglądał, czasem próbowaliśmy porozmawiać, ale ani on ani ja nie mieliśmy na to ochoty. Zrozumiał. Byłem mu wdzięczny, widać, że byliśmy przyjaciółmi tylko szkoda, że go nie pamiętam i póki co nie mogę sobie przypomnieć. Jechaliśmy dalej w ciszy, którą zagłuszała muzyka lecąca z radia. Wpadła mi w ucho jedna piosenka, zapamiętałem kawałek refrenu i spróbowałem ją zaśpiewać.
-Baby you light up my world like nobody else.. -zaśpiewałem, więcej nie znałem. Liam spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Zaczął śpiewać dalej. Byłem pod wrażeniem, nie wydawał się na słuchacza tego rodzaju muzyki. Gdy piosenka się skończyła postanowiłem z nim porozmawiać.
-Dobrze znałeś słowa tej piosenki.
-Dzięki. Trochę trudno jej nie znać, cały świat zna chociaż jedno jej słowo. -odpowiedział z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
-No co? -zapytałem. Zachowywał się jakoś podejrzanie.
-Nic nic, ale..
-Ale co?
-Wiesz, znam tak dobrze tą piosenkę, bo śpiewamy ją z chłopakami i jeszcze do niedawna z tobą śpiewaliśmy ją na koncertach. -otworzyłem szeroko oczy. Liam lekko posmutniał, wiedziałem o co mu chodzi-myślał, że jeśli posłucham chociaż jedną naszą piosenkę, coś sobie przypomnę. To na nic, ja nawet nie wiedziałem, że to nasza piosenka, dopiero wczoraj dowiedziałem się ile mamy fanów, to dla mnie za dużo, to mnie przytłacza. Tak bardzo chciałbym wszystko pamiętać..
W końcu zajechaliśmy pod wielki dom, a raczej willę. Wysiadłem z samochodu i rozglądnąłem się dookoła.
-To.. to nasz dom? -byłem zdolny wydusić z siebie tylko te słowa. 
-Tak, tu mieszkamy. -odpowiedział Liam wyjmując torbę z moimi rzeczami z bagażnika. -Przyzwyczaisz się. -dodał. Wzruszyłem ramiona i ruszyłem za nim do drzwi. Zastanawiałem się co czeka mnie za nimi. Powoli otworzyłem drzwi i stanąłem w nich z Liamem, spojrzałem przed siebie, ujrzałem Rose. Zauważyłem, że się przewróciła, Niall też. Chciałem do niej podbiec, ale Harry i Olivia do mnie podeszli. Wiem, że Rose pewnie mnie nienawidzi, ale muszę z nią porozmawiać, to już nie jest chęć rozmowy. To coś wiecęj, ale nie wiem czemu tak się przed tym bronie, boję się. Może jestem w niej zakochany, ale nie chcę z nią być, nie wiem już sam. Gdy przywitałem się z Olivią i Harry'm chciałem pomóc Rose wstać, ale zrobił to za mnie Zayn. Uśmiechnąłem się do niego i dałem mu znać, że chce porozmawiać z Rose. Niall, gdy przytlił mnie, oddalił się od nas. W końcu wyszedłem z Rose z domu.
-Musimy porozmawiać. -powiedziałem. Widać, że była zmieszana.
-My? O czym? -zapytała. 
-Wiesz o czym.
-No to proszę, mów. 
-No więc. Chciałem cię przeprosić wtedy, za tamto w szpitalu. Wiem, że teraz pewnie mnie nienawidzisz i..
-Nienawidze?! Człowieku, gdybym cię nienawidziła to by mnie tu nie było! -krzyknęła. -I wogóle, Boże gdybyś wszystko pamiętał nie było by tego wszystkiego. Nie przepraszałbyś mnie, nie witalibyśmy cię teraz tutaj, bo nigdzie byś nie znikał. Nie miałbyś wypadku, który był moją winą, bo zachciało mi się wyjeżdżać. Chciałam wyjechać, żeby zapomnieć o problemach, a raczej od nich uciec, zachowałam się jak tchórz. Gdybym siedziała w domu wogóle byś nie miał wypadku to wszystko moja wina, rozumiesz? Moja! -zaczęła krzyczeć i obwiniać się. Nie mogłem patrzeć jak cierpi. Z jej oczu powoli leciały ciężkie strugi łez. Podniosłem dłonie do góry po czym lekko je wytarłem. Przytuliłem ją, płakała mi w koszulkę. Nie obchodziło mnie to. W tym momencie pragnąłem tylko, żeby przestała płakać i obwiniać się. Nie myślałem wtedy, złapałem za jej podbródek i lekko go podniosłem. Spojrzałem w te zapłakane oczy, wiedziałem, że za chwilę znowu ją zranię, ale nie myślałem o tym. Zbliżyłem nasze usta do siebie i lekko musnąłem jej wargi moimi. Oddała pocałunek, zaczęliśmy całować się namiętniej, aż w końcu oderwała się ode mnie. Zaczęła jeszcze bardziej płakać, zrobiło mi się głupio. 
-Ja.. przepraszam. -powiedziałem. 
-Nie masz za co. -skłamała. Chciałem ją dotknąć, ale odsunęła się. 
-Naprawdę przepraszam. Wiem, że teraz zraniłem cię jeszcze bardziej.
-Nie, wcale nie. Ja, po prostu.. potrzebuje, samotności. -odpowiedziała łamiącym się głosem z trudem powstrzymując kolejne napływające do oczu łzy. Poczułem się tak strasznie, że w tym momencie pragnąłem wogóle nie istnieć. 
*Z perspektywy Rose*
Louis wyciągnął mnie na dwór. Poszłam z nim, stojąc przed drzwiami ich domu zaczął mówić.
-Musimy porozmawiać. -powiedział. Wiedziałam dokładnie o czym chce rozmawiać, ale nie miałam na to ochoty. Prędzej bym się zapadła pod ziemię.
-My? O czym? -zapytałam. Louis westchnął. Wlepiłam wzrok w ziemię i póki co nie miałam zamiaru patrzeć gdzie indziej.
-Wiesz o czym. -odpowiedział lekko zmieszany.
-No to proszę, mów. -powiedziałam. 
-No więc. Chciałem cię przeprosić wtedy, za tamto w szpitalu. Wiem, że teraz pewnie mnie nienawidzisz i.. -zaraz, co on powiedział? "Wiem, że teraz pewnie mnie nienawidzisz"? Czy go już do reszty pogniotło? W moich oczach zebrały się łzy, nie wiem skąd się wzięły. Przed oczami przebiegły mi wszystkie wydarzenia związane z Louisem i uświadomiłam sobie, że to moja wina, że wogóle nic nie pamięta. Moja wina. 
-Nienawidze?! Człowieku, gdybym cię nienawidziła to by mnie tu nie było! -krzyknęłam. -I wogóle, Boże gdybyś wszystko pamiętał nie było by tego wszystkiego. Nie przepraszałbyś mnie, nie witalibyśmy cię teraz tutaj, bo nigdzie byś nie znikał. Nie miałbyś wypadku, który był moją winą, bo zachciało mi się wyjeżdżać. Chciałam wyjechać, żeby zapomnieć o problemach, a raczej od nich uciec, zachowałam się jak tchórz. Gdybym siedziała w domu wogóle byś nie miał wypadku to wszystko moja wina, rozumiesz? Moja! -skończyłam. Nie chciałam przed nim płakać, ale nie mogłam powstrzymać łez. Louis zaczął ocierać moje łzy, po chwili podniósł mój podbródek do góry i spojrzał na mnie. Poczułam motylki w brzuchu, lecz wiedziałam, że sama się pogrąże gdy go pocałuje. Przecież mnie nie pamięta, chce mnie pocałować z litości. Mimo to poddałam się temu, zbliżył swoje usta do moich i lekko mnie pocałował. Oddałam pocałunek, chociaż wiedziałam, że nie powinnam. Wiedziałam, jak będę tego żałować. Po chwili nasz pocałunek się pogłębił, staliśmy tak aż w końcu oderwałam się od niego. Zaczęłam znowu płakać. Znowu było mi wstyd. 
-Ja.. przepraszam. -powiedział. Nie da się znaleźć słów na to, jak czułam się po tym pocałunku. Rozbita, zaskoczona, smutna, zraniona? Ja sama nie wiem jak się czułam, ale napewno nie było to dobre uczucie. Wypalało mnie od środka. 
-Nie masz za co. -skłamałam. Wiedziałam, że to wyczuł. Spróbował mnie dotknąć, odsunęłam się. 
-Naprawdę przepraszam. Wiem, że teraz zraniłem cię jeszcze bardziej.
-Nie, wcale nie. Ja, po prostu.. potrzebuje, samotności. -odpowiedziałam. Prawie nie zdołałam wypowiedzieć ostatniego słowa, bo mój głos się łamał. W tym momencie chciałam zniknąć, chciałam, żeby wszyscy o mnie zapomnieli, zapomnieli, że kiedykolwiek istniałam. Powstrzymywałam łzy napływające do oczu, w końcu nie wytrzymałam. Burknęłam zwykłe 'przepraszam' i uciekłam. Tak, uciekłam. Znowu. Pierwszy raz, gdy chciałam wyjechać. Jestem tchórzem, nienawidze siebie. 
Louis próbował mnie zatrzymać, ale biegłam dalej. Wołał mnie jeszcze, gdy już wiedział, że mnie nie dogoni. Potem wrócił do domu. Biegłam dalej. Po co? Przecież mnie przeprosił. Ale te przeprosiny nie były do końca szczere. Przecież co ja go obchodzę? Nie pamięta mnie, nic dla niego nie znacze, NIC. Nie mam chyba dla kogo żyć, żyłam dla niego. Odkąd go poznałam, wiedziałam, że to ten. A teraz to wszystko się tak potoczyło, czemu to ja mam pecha? Nikt nie umie na to odpowiedzieć. 
W końcu dotarłam do domu, pobiegłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Wyciągnęłam telefon i zauważyłam, że dostałam sms-a. Był od mamy, napisała, że mam zacząć się pakować. To nie będzie trudne, bo nie mam dużo rzeczy. Patrzyłam w ekran telefonu po czym postanowiłam napisać do Louisa. 

Do Lou:
Cześć Louis, chciałam cię przeprosić za to przed domem. Nie powinnam tak wybuchać, nie wiem czemu tak zrobiłam. Chciałam napisać tylko 'przepraszam' więc nie będę się rozpisywać. Przeproś również ode mnie chłopców. Pa.

Kliknęłam przycisk 'wyślij' po czym poszłam na górę po trochę pudeł i zaczęłam się pakować.

***
Czytasz-komentujesz
5 komentarzy, następny rozdział :)
Jak myślicie? Co się dalej stanie? x

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 19


Podeszłam do drzwi Joey'a i lekko w nie zapukałam, rozmawiał z kimś przez telefon, ale po chwili skończył i wpuścił mnie do środka. 
-Co chcesz? Coś się znowu stało i wszyscy muszą ci pomagać i pocieszać? -powiedział, sarkazm przesiąknięty był w każdym wypowiedzianym przez niego słowie. Spojrzałam na niego złowrogo, po chwili jednak z powrotem przybrałam pogodny wyraz twarzy.
-Nie, Joey. Nic się nie stało, przyszłam cię przeprosić. -powiedziałam. Joey zrobił wielkie oczy. 
-Czyżby moja mała siostra, po raz pierwszy od swojego urodzenia przeprosiła? -powiedział żartem. 
-Nie pierwszy raz przepraszam. Nawet nie żartuj tak. Przepraszam za to, że jestem egoistką, za to, że mam wszystkich gdzieś i wszyscy muszą tylko mną się przejmować. Przepraszam, że musiałes mnie znosić i w ogóle przepraszam za wszystko. Teraz już nie będę cię wkurzać bo się wyprowadzam.
-Spoko, siostra.. Zaraz, co?! -jego wyraz twarzy natychmiastowo się zmienił. 
-Ale co, co? 
-Wyprowadzasz się?! -krzyknął. 
-No, tak. -odpowiedziałam spokojnie.
-Dlaczego?! 
-Bo chcę się usamodzielnić? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Joey z powrotem się uśmiechnął i uspokoił. 
-No dobrze. -powiedział. Patrzyliśmy chwilę na siebie, aż w końcu wpadliśmy sobie w ramiona. Ahh jak ja dawno nie przytulałam mojego braciszka. Po długim przytulasie wstałam z łóżka. -A gdzie ty idziesz? -zapytał Joey.
-Chcę również przeprosić Jessie. Byłam dla niej nie miła jak nigdy. -powiedziałam. Joey spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Przecież ona wyjechała do taty. Nie pamiętasz? Sama z nią o tym gadałaś. -zdziwiłam się, no tak przecież tak byłam zajęta sobą, że nie miałam czasu pamiętać o przyjaciółce, która była ze mną zawsze, na dobre i na złe. Nigdy się nie kłóciłyśmy, więc ta kłótnia jest dla mnie bardzo poważna. Boli mnie, że tak na nią naskoczyłam. Pojechałabym do niej, gdybym mogła. Ale, przecież jutro jadę podpisać dokumenty i załatwić wszystkie sprawy. Westchnęłam. Zadzwonię do niej tylko wyjdę z pokoju Joey'a. Pożegnałam się z bratem i skierowałam się do swojego pokoju. Wchodząc do niego od razu położyłam się na dużym łóżku, na których znajdowało się wiele kolorowych poduszek. Spojrzałam na ekran mojego telefonu poczym wybrałam numer Jessie, bałam się nacisnąć zieloną słuchawkę, przecież rozmawiałam z nią już tyle razy, ale teraz bałam się powiedzieć zwykłe 'cześć'. W końcu zadzwoniłam, odrzuciła połączenie, znowu-to samo. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, aż w końcu postanowiłam napisać do niej sms-a. 
Do Jess:
Hej Jessie. Umm, nie wiem właściwie co napisać, w sumie lepiej, że odrzucałaś moje połączenia, bo nie dałabym rady nic z siebie wydusić. Chcę cię po prostu przeprosić, wiem że byłam dla ciebie nie miła, ba! Nie miła to źle powiedziane, byłam dla ciebie wredna, bardzo za to przepraszam. Na prawdę nie mogę sobie wybaczyć, że w ogóle tak się do ciebie odezwałam i gdybym tylko mogła cofnęłabym czas. Wiem, że nie powinnam tak na ciebie naskakiwać, chciałaś dobrze, rozumiem to. Wiesz, że cię kocham? Wiem, że wiesz i wiem, że póki co nadal jesteś zła. Poczekam, mam nadzieję, że kiedyś w końcu mi odpuścisz. Kocham Cię pamiętaj, Rose xx

Napisałam długiego sms-a, no cóż to i tak nie było wszystko co chciałam jej przekazać. Po chwili usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Ktoś dzwoni. Spojrzałam na wyświetlacz i mimowolnie się uśmiechnęłam. Jessie.

-Halo? -powiedziałam. 
-Hej, przeczytałam wiadomość. -powiedziała. Głos miała... wesoły?
-I? 
-No i.. Wiesz, że nie umiem być na ciebie zła. -powiedziała. Zapiszczałam.
-Yaaay! Jeszcze raz przepraszam, dziękuję i kocham cię! -krzyknęłam. Jessie zaśmiała się. 
-Ok, muszę kończyć. Spotkamy się w poniedziałek. 
-Oook, papa. Mam ci tyle do opowiedzenia. 
-Nie mogę się doczekać. 
-Ok, pa. -rozłączyłam się. Byłam strasznie szczęśliwa, że Jess mi wybaczyła, przecież nieźle na nią naskoczyłam, no ale jak zawsze się kłócimy szybko się godzimy, a robimy to tak rzadko, że przepraszamy się jakbyśmy niewiadomo co zrobiły. Za to ją kocham. Nie mogę się doczekać, aż przyjedzie. 
Spojrzałam na telefon po czym odłożyłam go na szafkę i poszłam do kuchni. Podeszłam do lodówki i zaczęłam wyciągać z niej jedzenie. Uświadomiłam sobie, że nic dzisiaj nie jadłam. Wyciągnęłam jeszcze świeży chleb i zrobiłam sobie najzwyklejszą w świecie kanapkę. Potem poszłam do swojego pokoju biorąc pierwszy kęs. Wchodząc do niego usiadłam przy biurku i otworzyłam laptopa. Pierwszym co zrobiłam po włączeniu go było zalogowanie się na twittera. Sprawdziłam czy ktoś nie napisał, zdziwiłam się-było pełno wiadomości, w których ludzie prosili o follow. Nie wiedziałam do końca o co chodzi, ale zauważyłam tweeta skierowanego do mnie-jedna Direcioner pytała czy jestem z Lou. Nie wiedziałam co jej odpisać, więc napisałam, że się znamy, ale nie jesteśmy razem. To nic nie dało, bo Directioners są jak jacyś detektywi, miały niewiadomo skąd zdjęcia moje i Lou gdy byliśmy na spacerze w parku. Jak narazie postanowiłam się już więcej nie wypowiadać w tej sprawie, fanki i tak wiedzą, że Lou leży w szpitalu i stracił pamięć. No trudno, dokończyłam kanapkę i poszłam do łazienki. Biorąc prysznic zastanawiałam się jak to będzie, przecież zrobię przyjęcie urodzinowe w nowym domu. Zaproszę Louisa, ale wątpie, żeby przyszedł. Może chłopcy go namówią. Ehh, mam nadzieję, że Jess mi pomoże w przeprowadzce. Kończąc rozmyślanie i planowanie wyszłam spod prysznica, stanęłam na ręczniku i powoli zaczynałam wycierać każdą część ciała. Owinęłam się jeszcze miękkim ręcznikiem, a drugi założyłam na włosy poczym wyszłam z łazienki kierując się do sypialni, tam wyjęłam czerwoną pidżamę z jakimiś dziwnymi wzorkami i wróciłam z powrotem do łazienki. Zdjęłam ręcznik i jeszcze raz dokładnie się wytarłam po czym założyłam ciepłą pidżamę. Zdjęłam z włosów ręcznik po czym rozczesałam je i zostawiłam rozpuszczone. Wychodząc z łazienki minęłam się na korytarzu z Joey'em, który puścił mi oczko, uśmiechnęłam się do niego i weszłam do swojego pokoju. 
Gdy ścieliłam łóżko dostałam sms-a, jak się później okazało nadawcą był Liam. 
Jego treść brzmiała tak:

Do Rose:
Hej Rose, chciałem do ciebie napisać, aby cię powiadomić, że Lou jutro około 9:00 wychodzi ze szpitala. Mogę rano po ciebie podjechać, jeśli chcesz pojechalibyśmy razem po niego x

Szybko mu odpisałam:


Do Liam'a:

Hej, Liam słuchaj, chyba dzwoniłam do Harry'ego i mówiłam mu, że jutro jadę podpisać dokumenty dotyczące zakupu mojego nowego domu. Państwo Hendrics pewnie dzwonili już do moich rodziców, o której dokładnie godzinie mam się z nimi spotkać, ale za chwilę idę spać, a oni pojechali do babci. Nie martw się, rano napewno zadzwonię i powiadomie cię czy jadę z tobą czy nie. Dobranoc xx

Liam odpisał mi krótkie 'dobranoc', ale nie patrzyłam już na telefon. Odłożyłam go po czym położyłam się do łóżka. Nie mogłam zasnąć, miałam przeczucie, że nie pojadę po Louisa, że pewnie o właśnie 9:00 będę musiała być u Hendricsów, a bardzo chciałam po niego jechać. Znając moje szczęście właśnie tak będzie. Nie zastanawiając się już nad niczym dłużej spróbowałam zasnąć. 

~*~

Szłam środkiem ulicy kompletnie nie zważając na samochody, które od czasu do czasu przez nią przejeżdżały. Byłam zadowolona, szczęśliwa, szłam dalej. Nagle na drodze zauważyłam ciemną postać, niewiadomo skąd zaczęła robić się mgła ograniczająca mi widoczność. Nic nie widziałam, tylko tą czarną postać, która z każdą sekundą była bliżej mnie. To co czułam w tym momencie nawet nie dorównywało strachowi, który poczułam gdy postać zaczęła wyciągać do mnie rękę. Całe moje ciało przeszły ciarki, chciałam uciekać, ale coś mnie trzymało, nogi zrobiły się ciężke, głos ugrzązł. W końcu nieznajomy spróbował mnie złapać, pociągnął mnie za rękę, ale w momencie gdy to zrobił poczułam wstrząsy, rozglądałam się w poszukiwaniu ratunku, na nic. Wstrząsy nie ustępowały, wręcz przeciwnie-nabierały na sile. Nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami, spojrzałam w dół, zauważyłam cienką linię, która po chwili zamieniła się w wielką przepaść. Bałam się. Chciałam żyć. Nagle twarz nieznajomego cienia rozświetliła się, był to Louis. Oniemiałam, chciałam zapytać co tu robi, ale nie mogłam. Nie potrafiłam otworzyć ust. Brunet uśmiechnął się do mnie uśmiechem, którego jeszcze nigdy nie widziałam, przestraszyłam się go. Przestraszyłam się Louisa. Jego oczy zaczęły się świecić i zrobiły się czerwone. On sam zaczął śmiać się jakby ze mnie szydził, poczułam, że spadam, chciałam, żeby podał mi rękę, wyciągnął mnie. On tylko się śmiał. W momencie, w którym prawie wydostałam się znad przepaści on wyciągnął rękę i zepchnął mnie na sam dół wielkiej otchłani. Nie wiedziałam co się dzieje, po prostu spadałam, w końcu mogłam zacząć krzyczeć. Wydzierałam się w niebogłosy, ale patrząc w górę widziałam tylko jego twarz, nie tą,w której się zakochałam. Ta twarz była przerażająca, te oczy, złowieszczy uśmiech, to wszystko tak mnie przerażało. W momencie gdy miałam uderzyć o ziemię poczułam zapach... jajek?

~*~
-Rose, wstawaj. Jest 7:00, a przed dziewiątą musimy być u Hendricsów, masz, zrobiłam ci śniadanie. Jajecznica taka jaką lubisz. -powiedziała mama podając mi talerz pachnącego jedzenia. Byłam oszołomiona po tym śnie, a właściwie koszmarze, więc podziękowałam mamie, a gdy wyszła skuliłam się i zaczęłam zastanawiać co właściwie znaczył ten koszmar. Gdybym tylko mogła wiedzieć o co w nim chodziło. Pewnie to tylko mój wymysł, bo zamartwiam się tym wszystkim. Albo? Nie, to jest głupie, a może? Może Louis za mną nie przepada, a ja bojąc się właśnie o to wymyśliłam sobie we śnie właśnie taki obrazek? Co jeśli nigdy nie odzyska pamięci i już zawsze będę dla niego tą nieznośną nieznajomą? Powinnam przestać się bać i zamiast pogarszać sprawę trochę go do siebie przekonać. Przecież jeśli raz się we mnie zakochał, może zrobić to po raz drugi. 
Myśląc tak nawet nie zauważyłam, a wybiła 7:30.
-Cholera! -krzyknęłam sama do siebie, miałam pół godziny na wzięcie prysznica, wysuszenie włosów, ubranie się, przygotowanie dokumentów i ogólne 'ogarnięcie'. Jestem bardzo niepunktualna, więc jeszcze bardziej zaczęłam się obawiać, ale jadę z rodzicami i oni nie pozwolą mi się spóźnić. 
Szybko pobiegłam do łazienki i wzięłam krótki, ale orzeźwiający prysznic. Susząc włosy jednocześnie szczotkowałam zęby, gdy zrobiłam obydwie rzeczy pobiegłam do pokoju i wyjęłam z szafy, jakieś schludne ubranie. Ubrałam się w TO po czym zrobiłam sobie dosyć wysokiego koczka i pobiegłam do kuchni na śniadanie. Wybiła punkt ósma i rodzice mnie pospieszali, musieliśmy już wyjeżdżać. Na szczęście mój przyszły dom znajduje się niedaleko domów chłopców, więc będziemy mogli utrzymywać kontakt.
~*~
Punkt 9:00 zadzwoniliśmy do domu państwa Hendrics, tym razem otworzył pan domu. Przywitaliśmy się z nim i weszliśmy do środka. Po krótkiej rozmowie przeszliśmy do rzeczy. Niedługo po tym mogłam się już nazywać szczęśliwą posiadaczką najwspanialszego domu na świecie. Żegnając się z państwem Hendrics otrzymałam klucze do domu, właściwie już mogłam się wprowadzać, ale musiałam wszystko spakować. Meble zostały już zamówione, więc niedługo się wprowadzam! Całą drogę do domu nawijałam jaka ja to jestem szczęśliwa totalnie zapominając o Liamie i Louisie.
Około 9:50 byłam już w domu. Przypomniałam sobie o Liamie i od razu wysłałam mu sms-a cała w nerwach. Pewnie go zawiodłam.

*Z perspektywy Louisa*
Siedząc na łóżku szpitalnym grałem w jakąś nudną grę na telefonie. Czekałem na Liama, który miał po mnie przyjechać. Mówił, że chyba będzie z Rose, więc się ucieszyłem. Coś mnie do niej ciągnie, a po tym gdy prawie się ostatnio pocałowaliśmy jeszcze bardziej zaczęło mi na niej zależeć. Nie, nie zakochałem się, po prostu ją lubię. Może znaczy dla mnie trochę więcej niż zwykła przyjaciółka, ale na pewno się nie zakochałem. 
Spojrzałem na torbę z ubraniami leżącą koło mnie, byłem już spakowany. Nagle naszło mnie, że chyba o czymś zapomniałem, poszedłem do łazienki i od razu wiedziałem o co chodziło - szczoteczkę do zębów, która już po chwili znajdowała się w kosmetyczce, którą przyniosła mi Rose. Wróciłem do poprzedniej wykonywanej przeze mnie czynności dalej czekając na Liama i Rose. Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Od razu spojrzałem w tamtą stronę, był to Liam, czytał coś w telefonie. Był bez Rose, pomyślałem, że pewnie jest na mnie zła o to co się ostatnio stało, więc nie chciała przyjechać. Poczułem się głupio, bo to właśnie na nią czekałem. Liam podszedł do mnie i podał mi dłoń. Uśmiechnąłem się do niego i wstałem jednocześnie podnosząc torbę z łóżka. 
-Hej Liam. -powiedziałem. -Nie jesteś z Rose? -zapytałem, aby się upewnić. 
-Nie, Louis, nie ma ze mną Rose. Dzwoniłem do niej wczoraj i powiedziała, że da mi znać czy jedzie, ale zapomniała o tym i dopiero przed chwilą dostałem od niej sms-a, w którym przeprosiła. -odpowiedział. Wiedziałem, że nie chciała po mnie przyjeżdżać, pewnie ma mnie za idiotę, zresztą, ja siebie też mam za idiotę. 
-Aha, jesteś na nią zły? -Liam spojrzał na mnie jak na debila.
-No coś ty! Miała prawo zapomnieć, ma tyle problemów, nie śpi po nocach, cały czas czymś się martwi, a za wszystko obwinia tylko siebie. Do tego podobno miała zamiar kupić dom. Pewnie jest już tak zmęczona, że zapomniała do mnie zadzwonić, musiałbym być mocno stuknięty, żeby mieć jej to za złe. -powiedział. Nie wiedziałem, że Rose ma tyle problemów, wygląda na szczęśliwą, no ale niby czemu ma taka być jak przecież byliśmy razem, ale podobno uwierzyłem w to, że mnie zdradziła. Czyli to tylko i wyłącznie przeze mnie ma te problemy... 
Totalnie się wyłączyłem. Szedłem za Liamem wprost do samochodu. Gdy do niego doszliśmy, usiadłem na miejscy pasażera i poczekałem, aż Liam zajmie miejsce kierowcy. W końcu odjechaliśmy, nie mogłem się doczekać, aż zobacze chłopaków. Polubiłem ich chociaż ich nie pamiętam. 

***
Czytasz-komentujesz
5 komentarzy, dodaje następny rozdział.
Mam nadzieję, że Wam się podoba. 
Jeśli chcesz być informowana na tt o nowych rozdziałach odwiedź zakładkę 'Informowani na twitterze'.
Jak myślicie, co stanie się dalej? A może macie jakieś pomysły? Czekam na komentarze.<3


czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 18

                      Nowy wygląd bloga ;)

*Z perspektywy Rose*

   Jechałyśmy windą, Olivia była bardzo spięta, co chciała mi powiedzieć? O co mogło chodzić, to wydaje się bardo dziwne, ona jest taka.. tajemnicza. W końcu znalazłyśmy się w restauracji, jeśli tak można było nazwać małą, szpitalną kawiarenkę. Usiadłyśmy przy stoliku koło okna, leżał na nim biały obrus z pięknymi wzorami, na nim postawione były pojemniki po pieprzu i soli, a obok stojak na serwetki. Spojrzałam na Olivię próbując wyczytać z jej twarzy jakieś emocje, na nic, czułam tylko jak bardzo była zdenerwowana co odbijało się też na mnie. Zaczęłam nerwowo stukać palcami o stół. Założyłam za ucho kosmyk włosów opadający mi na czoło, w końcu postanowiłam się odezwać.
-Too, o czym będziemy rozmawiać? -zapytałam.
-No nie wiem, to ty chciałaś rozmawiać. -odpowiedziała Olivia nie utrzymując ze mną kontaktu wzrokowego. 
-No tak. -odchrząknęłam. -To znaczy.. nie, że niby chcę się wtrącać, ale chciałam zapytać dlaczego.. wtedy uciekłaś od Zayna. -Olivia westchnęła, chciałam ją przeprosić i wycofać pytanie, ale uciszyła mnie gestem ręki i postanowiła odpowiedzieć.
-No więc. Na początku postanowiłam sobie, że nikt nie dowie się prawdy, ale wiem, że mogę ci zaufać i proszę abyś nikomu innemu nie wyjawiła tego co ci teraz powiem. -przestraszyłam się, zaczęło się robić dziwnie. Przytaknęłam i słuchałam dalej. -Chodzi o to, że ja.. po prostu nie mogę z nim być.. jestem chora. -zatkało mnie.. chodziło jej, że tak poważnie chora? Wow. 
-A... aha. -zdołałam z siebie wydusić tylko to. Olivia zaczęła kontynuować, widać że było jej ciężko.
-Tak jestem chora.. na białaczkę, zachorowałam jak miałam 7 lat.. przez to straciłam chłopaka, nie chcę tego powtarzać. -nagle wszystko poukładało mi się w całość, te jej wizyty w szpitalu.. myślałam, że to z powodu Louisa, a ona była na badaniach.. dzisiaj też. Patrzyłam tępo przed siebie, w końcu postanowiłam się odezwać. 
-Dlatego nie możesz być z Zaynem? A może raczej nie chcesz? -zapytałam. Teraz już wiedziałam, że Lou jej się nie podoba, mogę być spokojna, ale on mnie nie pamięta, więc wracamy do punktu wyjścia. Olivia zmarszczyła brwi. 
-To nie jest takie łatwe.. 
-To jest łatwe, nie jest jeszcze przesądzone, że umrzesz.. Zayn'owi na tobie zależy i jestem pewna, że jakby się dowiedział o twojej chorobie nie zostawiłby cię. 
-A skąd wiesz, że nie jest przesądzone.. mogę umrzeć, od kilku lat nikt nie może znaleźć dawcy.. ja umrę prędzej czy później, a jeśli byłabym z Zayn'em jeszcze bardziej byśmy cierpieli. -powiedziała. 
-Bronisz się przed miłością.. nawet jeśli zostało ci niewiele czasu chcesz go spędzić sama? 
-Nie bronię się przed miłością.. ja..
-Ty.. co ty? Taka prawda, powinnaś korzystać z życia póki je masz. -powiedziałam, ostatni raz na nią spojrzałam po czym podniosłam się z krzesła i odeszłam. 
Dzisiaj miałam zamiar pojechać do państwa Hendrics, chcą sprzedać dom, a ja mam zamiar go kupić. Gdy wczoraj wybiegłam ze swojego domu po kłótni z Joey'em i Jessie szukałam różnych ogłoszeń, było ich trochę, ale w końcu znalazłam wymarzony dom. Pieniądze dostanę od rodziców, rozmawiałam już z nimi. Gdy uda mi się go kupić urządze w nim moje urodziny, taką parapetówkę połączoną z urodzinami. 
Postanowiłam nie jechać windą tylko przejść się po schodach na podziemny parking, po chwili pożałowałam tej decyzji, nogi strasznie mnie bolały, straciłam kondycję, to wszystko przez te problemy, gdybym miała więcej czasu.
Idąc w kierunku mojego samochodu grzebałam w torebce szukając kluczy, jak na złość nie mogłam ich znaleźć. Przestraszyłam się, że je zgubiłam, położyłam torbę na dachu czerwonego auta i zaczęłam powoli z niej wszystko wyjmować, w końcu zorientowałam się, że nie mam tych kluczy. Wróciłam pamięcią do momentu, w którym ostatni raz trzymałam je w rękach, to było gdy próbowałam je włożyć do torby wchodząc do sali Louis'a, może mi wypadły i są gdzieś u niego;pomyślałam. Postanowiłam udać się do jego sali, jeśli tam bym ich nie znalazła poszłabym do restauracji szukać. No tak, ja mam zawsze szczęście.. 
Z powrotem wpakowałam wszystko do torebki i pobiegłam w stronę schodów, spojrzałam na nie, a następnie w górę. Zaśmiałam się i stanowczo pokręciłam głową, nie będę sie męczyć. Wsiadłam do windy i pojechałam na 4 piętro. Idąc w kierunku sali '214' nuciłam sobie piosenkę Justina Bieber'a-Somebody to love, spojrzałam na zegarek, który wskazywał 14:15, szeroko otworzyłam oczy; byłam umówiona z państwem Hendrics na 15:00, a mam spory kawał drogi do przejechania, jeśli się spóźnie to nici z domu, telefon mam na wyczerpaniu i nie mogę do nich zadzwonić. Będę musiała się nieźle pospieszyć..
Cała w nerwach zapukałam do sali Louis'a, siedział na łóżku i grał w jakąś grę na telefonie. Wyglądał inaczej, tak.. żywo. Dawno go takiego nie widziałam, widać, że zdrowieje. Boże jak ja go kocham.. Louis widząc mnie podniósł głowę do góry i uśmiechnął się lekko, coś w moim sercu drgnęło. Dlaczego nie może mnie pamiętać? Dlaczego żyję jak w jakimś dramacie? 
-Hej Louis, słuchaj.. nie znalazłeś tu może kluczyków od auta? -zapytałam i podeszłam do niego bliżej. Louis uśmiechnął się, wstał po czym wyciągnął z kieszeni kluczyki z brylokiem, na którym widniało logo 1D. 
-Chodzi ci o te kluczyki? -zapytał Lou z ciepłym uśmiechem na perfekcyjnej twarzy. 
-Skąd je masz? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Zauważyłem je, zaraz po waszym wyjściu. 
-Od kiedy możesz wstawać z łóżka?
-Błagam cię.. jestem już prawie zdrowy. Lekarz dzisiaj u mnie był, za jakieś dwa dni wychodzę. -odpowiedział, pokiwałam głową i wyciągnęłam rękę, aby złapać te kluczyki. Niebieskooki podał mi je. W momencie gdy nasze ręce się złączyły poczułam dreszcze. Spojrzałam mu w oczy, a on mi. Nie chciałam przerywać tej chwili, dla mnie znaczyła coś więcej, powoli wpadałam z zakłopotanie, Lou dalej patrzył mi w oczy, poczuł coś. Wiedziałam to. Zbliżył twarz do mojej, dzieliły nas centymetry. Czekałam na pocałunek od dawna, tak za nim tęskniłam, chciałam żeby było dobrze, chciałam poczuć jego cudowne, malinowe usta na moich. Louis już prawie dotykał moich ust, gdy nagle pokręcił głową i opuścił ją. 
-Przepraszam. -powiedział prawie nie słyszalnym głosem.
-No coś ty, to ja przepraszam. -powiedziałam speszona. -Będę się już zbierać.. pa. -ostatni raz na niego spojrzałam i wyszłam zostawiając go lekko zdziwionego i oszołomionego. 
Szłam w kierunku windy totalnie nie wiedząc co właśnie się stało, byłam tak blisko, właśnie miałam go pocałować. Nie mam mu tego za złe, rozumiem go, ale to boli.. to tak do cholery jasnej boli! Gdy w końcu znalazłam się na parkingu odnalazłam mój samochód i z piskiem opon pojechałam do państwa Hendrics. 
*Z perspektywy Louisa*
Gdy spojrzałem jej w oczy podając te kluczyki poczułem coś.. coś dziwnego. Wcześniej nieznana mi twarz stała się taka naturalna, zobaczyłem w niej osobę, którą na prawdę mógłby pokochać. Chciałem ją pocałować, ale w momencie gdy zbliżyłem swoją twarz do jej to wszystko zniknęło, dalej jej nie pamiętałem, znowu stała się obca, a była tak blisko. Czułem się tak strasznie głupio, ona pewnie czuła się jeszcze gorzej. Jestem totalnym idiotą..
*Z perspektywy Rose*
Była 14:30, a ja u Hendricsów będę za conajmniej 40.. i co ja zrobię? Dom, który chcą sprzedać jest dla mnie idealny, jak go nie kupię to nie wiem co zrobię. Nie. To nie jest zachcianka, chcę się usamodzielnić, a nie cały czas żyć na koszt rodziców. I tak już wystarczającym było to, że straciłam pracę. Włączyłam radio, leciała akurat piosenka One Direction-What makes you beautiful, zaczęłam ją śpiewać. Po chwili darłam się na cały samochód. Przyspieszyłam, nie byłam pewna czy zdąże na czas, ale zawsze można mieć nadzieję. 
W końcu dojechałam, przed sobą ujrzałam wspaniały dom, dokładnie taki jak z ogłoszenia. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wzięłam torebkę i pospiesznie wysiadłam z samochodu. Zmierzając ku schodom spojrzałam na zegarek; 15:05, czyli spóźniłam się 5 minut. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Drzwi otworzyła mi na oko 40-letnia kobieta z miłym uśmiechem na twarzy. 
-Witam, pani Hendrics jak się domyślam?
-Tak to ja. Mam przyjemność z panią Williams? 
-Tak, miło panią poznać. Przepraszam za śpóźnienie, mam nadzieję, że nie jest pani zdenerwowana. -powiedziałam podając jej rękę.
-Nie, skądże. Zapraszam do środka, mam nadzieję, że spodoba się pani dom mój i mojego męża. 
-Dziękuję. -odpowiedziałam. Wytarłam buty o wycieraczkę, na której było napisane dużymi literami 'Welcome' i weszłam do tego jakże pięknego domu. Już od pierwszego wejrzenia wiedziałam, że go kupię. Stojąc w korytarzu zaczęłam się rozglądać po całej posiadłości. Pani Hendrics oprowdziła mnie po calusieńkim domu, a na koniec zaprosiła na herbatę. Polubiłam ją i pana Hendricsa.
-I co kochana, masz jeszcze czas na zastanowienie, rozumiemy, że musisz wszystko przemyśleć, ale..
-Biorę ten dom! -krzyknęłam nie pozwalając dokończać panu Hendricsowi. Jego wyraz twarzy był dosyć dziwny, ale za chwilę szeroko się uśmiechnął. 
-Na pewno? Nie chcesz się zastanowić? -zapytała jego żona. To na serio porządni goście, inni by mi wcisnęli ten dom i mieli wszystko gdzieś. 
-Tak, gdy pierwszy raz go zobaczyłam wiedziałam, że tu chcę zamieszkać. Jest idealny i pasuje do mnie w sam raz. 
-Dobrze, więc spotkajmy się jutro, aby podpisać wszystkie dokumenty. -powiedział pan Hendrics. Zgodziłam się, po czym jeszcze trochę porozmawiałam z nimi, pożegnałam się i pojechałam do domu. Chciałam o wszystkim powiedzieć Jessie, ale przypomniałam sobie, że przecież się pokłóciłyśmy. Dzisiaj sobota, przecież miała jechać do taty, zadzwonie do niej. Tylko najpierw pogodzę się z Joey'em, trochę wczoraj przesadziłam i doszłam do wniosku, że po części na prawdę jestem egoistką. Wchodząc do domu od razu skierowałam się do pokoju Joey'a. No to teraz będę musiała przepraszać. Rzecz, której nienawidzę robić. 
***
Hej słońca, przepraszam, że Was zostawiłam i nie dodawałam rozdziałów, i zawiesiłam bloga, i w góle za wszystko Was strasznie przepraszam. Teraz będę dodawała rozdziały normalnie, obiecuję, że nie będziecie musieli czekać. Kocham Was! 
Czytasz=komentujesz
5 komentarzy, następny rozdział :)
Jak myślicie, co się dalej stanie? A może macie jakieś pomysły?