czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 13

                                           Rozdział 13 ♥

    Przemogłem się i zapukałem do drzwi jej domu. Otworzyła ona, smutek bił z jej oczu. Ja też od razu poczułem się jeszcze gorzej. Gdy tylko mnie zobaczyła chciała zatrzasnąć drzwi, ale przytrzymałem je nogą. 
-Po co tu przychodzisz?! -zapytała. 
-Chciałem cię przeprosić. Nie miałem zamiaru wczoraj do ciebie dzwonić. 
-Wiesz co? Żałosny jesteś, przecież nic nie zrobiłeś, nie jesteśmy już razem, nie pamiętasz?! Przecież cię zdradziłam, jesteśmy kwita! -wykrzyczała mi to w twarz i zamknęła drzwi przed nosem. Zrezygnowany odwróciłem się, aby zejść po schodach. Nagle drzwi znowu się otworzyły, pełen nadziei obróciłem się znowu w jej stronę. -I wiesz co ci jeszcze powiem, nie będę cały czas przepraszać cię i prosić o wybaczenie mimo, że nic nie zrobiłam.  Mam już tego dość cały czas się użerać ze wszystkim. Tym bardziej, że strasznie mi na tobie zależy! Uwierzyłeś temu kolesiowi, który wcześniej obrażał nas w parku i pobił się z tobą! Uwierzyłeś mu! Podczas gdy ja byłam w tobie zakochana jak ta idiotka, gdybyś wtedy nie wszedł on by mi coś zrobił, ale nie, musiałeś uwierzyć mu gdy powiedział, że się z nim przespałam. Bo jestem zwykłą dziwką, która zwróciła twoją uwagę tylko po to by potem cię zdradzać! A teraz zejdź mi z oczu i już nigdy się nie pokazuj.. 
-Ale, Rose.. 
-Powiedziałam! Zniknij z mojego życia, nie wiem po co w ogóle się w nim znalazłeś. Teraz byłabym szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. Po coś się napatoczył?! Po co, nie potrzebowałam cię, wiesz ile łez przez ciebie wylałam? Ale przecież to ty cierpisz najbardziej i w ogóle po co ja ci to mówię.. żegnam! -krzyknęła te ostatnie słowa i zatrzasnęła drzwi. Teraz już pewny, że znów ich nie otworzy odszedłem. Nie miałem akurat samochodu, więc musiałem iść na pieszo, zastanawiałem się nad wszystkim co powiedziała mi Rose. Czy to prawda? Może ona naprawdę nie kłamie, przecież ten Matt na serio był nieobliczalny, nie wiem co o tym myśleć. Przecież ją kocham, a ona wydaje się jakby naprawdę mnie nie zdradziła, spróbuję z nią normalnie porozmawiać, chcę, żebyśmy znowu byli razem. 
*Z perspektywy Rose*
    Gdy tylko zamknęłam mu te drzwi przed nosem, zaczęłam płakać. Nawet nie wiem dlaczego tak wybuchłam, teraz było mi strasznie głupio. Dlaczego Matt mi to zrobił, dlaczego teraz nie mogę być z Louisem, życie jest nie sprawiedliwe. Dlatego wyjeżdżam, muszę zapomnieć o wszystkim. Pojutrze mam lot do Ameryki, tam zacznę nowe życie. Bez Lou, bez nikogo. 

    Cały dzień przesiedziałam sama w domu, mama, tata i Joey dzisiaj wracają. Ciekawe jak przyjmą wiadomość o moim wyjeździe, i tak mnie tu nie zatrzymają, bo jestem dorosła. Czekałam na nich z niecierpliwością, w końcu usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zeszłam pośpiesznie na dół i przywitałam się z rodziną, mama od razu zaczęła wypytywać jak się czuję, czy poradziłam sobie i takie tam. W końcu po dłuższej rozmowie postanowiłam jej to w końcu powiedzieć, jej i tacie. 

-Mamo, tato.. chodźcie tu, muszę wam coś powiedzieć. -zaczęłam. Nagle wbiegł Joey. 
-A ja to co?! Mi się już nic nie mówi? -zapytał Joey z nutą ironii w głosie. 
-Chcę wam powiedzieć coś bardzo ważnego, otóż... -zaczęłam przeciągać.
-Tak? No nie trzymaj nas tak w niepewności! -odezwała się mama. 
-Wyjeżdżam z Londynu. -powiedziałam. Rodzice wytrzeszczyli oczy. 
-Co?! Jak to?! Ale z kim?!
-Sama, muszę sobie wszystko poukładać, dużo rzeczy się zmieniło i... -nie zdążyłam dokończyć.
-Jak to jedziesz sama?! A Jessie, ten twój Louis. -na te słowo posmutniałam, mama od razu wiedziała o co chodzi. -Chcesz tak wszystko zostawić i wyjechać? 
-Tak, mam lot pojutrze i nic ani nikt mnie nie powstrzyma, podjęłam decyzję, jestem pełnoletnia i umiem o siebie zadbać. -powiedziałam. Rodzice byli zdziwieni, zawiedzeni i smutni. Byłam pewna tego, że chcę wyjechać tak jak niczego innego. Lepiej, żeby Louis się o tym nie dowiedział, nie mam zamiaru go już nigdy więcej widzieć, mimo, że go kocham. Kocham go jak cholera, ale zdałam sobie sprawę, że przez to tylko cierpię. Postanowiłam zadzwonić do chłopców i Jessie. Chcę im o wszystkim powiedzieć. Jak pomyślałam tak zrobiłam i już po 20 minutach 4/5 1D razem z Jessie byli u mnie w pokoju. 
-Ale, jak to wyjeżdżasz? -Jess niemal wyszeptała te słowa powoli krztusząc się łzami, serce mi się łamało gdy widziałam ich miny. 
-Przepraszam, tak będzie lepiej. Wiecie, że was kocham, ale nie mogę tutaj wytrzymać. Muszę wyjechać, tak będzie lepiej dla wszystkich i proszę was, ale to strasznie was proszę, nie mówcie nic Louis'owi. 
-Rose, ale Louis i tak w końcu się dowie. 
-Proszę nie mówcie mu nic, będziecie mogli mu powiedzieć, gdy mój samolot odleci, ale nie wcześniej. 
-No, dobrze. -powiedział Niall, reszta tylko przytaknęła głowami. Siedzieliśmy tam jeszcze trochę w milczeniu, nikt nie chciał przerywać tej chwili choć była strasznie krępująca. W końcu wszyscy wyszli z domu, a ja zeszłam na dół do rodziców. Nadal byli zszokowani tym wszystkim, Joey też. Długo z nimi rozmawiałam, a potem postanowiłam pojechać do sklepu po walizkę. Mam jedną, ale do jednej wszystkiego nie zmieszczę i tak zostawię tu pełno rzeczy. 
    Wzięłam ze stolika portfel, klucze od domu i od auta i pojechałam do Galerii. Tam znalazłam jakiś sklep gdzie były walizki. Podeszłam do pani pracującej w tym sklepie i zaczęłam wypytywać o różne z walizek. Nie mogłam się na żadną zdecydować. Kobieta musiała na chwilę odejść, ponieważ miała innego klienta, był to wysoki brunet, miał niebieskie oczy i albo to były moje urojenia, albo to był Louis. Natychmiast schowałam się za wielkim filarem stojącym obok mnie i grzecznie czekałam na kobietę. Gdy w końcu przyszła, Louis był jeszcze w sklepie, chciałam kupić tą walizkę, więc musiałam tam zostać. 
-Potrzebuje pani walizki na raczej krótką podróż, czy może większej i solidniejszej na jakąś dłuższą? -zapytała. Louis cały czas nam się przyglądał, może tylko mnie skojarzył. Na pewno mnie nie rozpoznał, ponieważ stałam do niego tyłem. Szybko odpowiedziałam kobiecie, a ona znalazła odpowiednią walizkę, która bardzo mi się podobała. Zapłaciłam za nią i wyszłam niezauważona. Idąc w kierunku parkingu, gdzie miałam samochód myślałam o Louisie, czemu cały czas muszę go gdzieś spotykać, mimo, że mam go dość?! Dlaczego akurat ja? Był moim idolem, strasznie chciałam go poznać, przytulić, a teraz mam takie problemy z właśnie "JEGO" powodu. Idąc tak i rozmyślając nawet nie zauważyłam gdy na kogoś wpadłam. Podniosłam oczy.. cholera!
-Znowu ty?! Czemu ciągle na ciebie wpadam! Cholera, odsuń się! -krzyknęłam. Louis strasznie posmutniał. 
-Rose musimy porozmawiać. Muszę ci coś powiedzieć! -powiedział.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Żegnam. -powiedziałam i poszłam w stronę mojego samochodu. Potem normalnie (w łzach) pojechałam do domu. Czemu on chce ze mną rozmawiać, teraz ja go odtrącam, tak jak wcześniej on robił to mnie. Tylko dlaczego ja potem tak bardzo tego żałuje.. 
     Gdy wróciłam do domu od razu zaczęłam przygotowywać rzeczy do spakowania, było tego trochę, ale trudno. W końcu po dwóch godzinach, spakowałam pierwszą walizkę. Jutro zabiorę się za drugą. 
     Po jakże długim i męczącym pakowaniu postanowiłam wziąć prysznic, potem już tylko poszłam się położyć.
     Rano wstałam jak to od kilku dni w strasznym humorze. Po orzeźwiającym prysznicu zeszłam na śniadanie. To mój ostatni dzień w Londynie i chcę go jakoś wykorzystać. Po śniadaniu pobiegłam się ubrać po czym umówiłam się z Jessie w kawiarni, dzisiaj miała wolne od pracy, ja niestety już nie mam pracy.  No nic, pojechałam na umówione miejsce i czekałam na przyjaciółkę. Gdy weszła do tej kawiarni była przybita, nie chciałam jej takiej oglądać, przecież dzisiaj ostatni raz się widzimy. Rozmawiałyśmy strasznie długo, wspominałyśmy dziecięce czasy, wiedziałam, że już nie wrócą, ale chcę aby nasza przyjaźń przetrwała. Przecież będę tu przyjeżdżać, nawet często. Będziemy się nadal widywać, tylko trochę rzadziej. Powtarzałam to sobie w myślach. 
      Po długiej rozmowie i wspomnieniach pojechałyśmy do mnie. Po drodze kupiłyśmy lody śmietankowe i wypożyczyłyśmy dobrą komedię romantyczną. Będąc już u mnie zaczęłyśmy je jeść i oglądać wcześniej wypożyczony film. Ahh, jak będę tęsknić za tymi czasami.  
     Siedząc tak i jedząc te lody, nawet się nie zorientowałyśmy, a byłyśmy całe we łzach. Jessie płakała bardziej, może dlatego, że ja nie robiłam nic innego przez ostatnie kilka dni i po prostu zabrakło mi łez..
-Jessie nie płacz, proszę. -starałam się ją uspokoić. -Przecież będę przyjeżdżać, mamy skype, telefony.. A poza tym, ja jeszcze tu wrócę.. 
-Wrócisz? Naprawdę?
-Nie obiecuję, że od razu, jak sobie wszystko przemyślę, zapomnę o Louisie.. Wtedy wrócę. -odpowiedziałam. Jess trochę się uspokoiła i dalej oglądałyśmy film. 
     Siedziałyśmy razem do wieczora, w końcu uznałyśmy, że jest już późno i żeby Jessie spała u mnie. Jutro mam lot do Ameryki na 13.00, więc spokojnie wszystko ogarniemy. Najpierw ja poszłam wziąć prysznic, a potem Jessie. Podczas gdy ona była w łazience, ja przebierałam się w pidżame. Potem około 22.00 weszłyśmy na twittera. Louis ani Zayn nic nie pisali, natomiast Harry jak to Harry pisał jakieś rzeczy, których zapewne sam nie rozumiał.. Niall i Liam od czasu do czasu tweetowali. Nie przejęłam się tym, zamknęłam laptopa i razem z Jessie położyłam się na łóżku. Po około 5 minutach zasnęłyśmy kamiennym snem. 

                                                   ~*~
     Rano obudziłyśmy się w dobrym humorze, pierwszy raz nie myślałam o Louisie... Dziwne, ale cóż. Gdy Jessie została w moim pokoju i brała prysznic, ja poszłam zrobić nam śniadanie, a następnie zaniosłam je do góry. Gdy zjadłam swoją porcję Jessie wróciła z łazienki i zaczęła zajadać. W tym czasie ja szybko pobiegłam pod prysznic.. 
     Stojąc w małym, przeszklonym pomieszczeniu zastanawiałam się nad przyszłością.. Czy poradzę sobie tam, w Ameryce? Czy dam radę? Poznam tam takich przyjaciół jak tu? Będę szczęśliwa? Na te pytania nie potrafiłam odpowiedzieć. Nagle przypomniałam sobie o Jessie, która siedzi teraz sama w pokoju i szybko wyszłam z pod prysznica. Owinęłam się białym, ciepłym ręcznikiem i wróciłam do pokoju po rzeczy do ubrania. Ubrałam się TAK. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Nałożyłam na twarz lekki makijaż i wreszcie byłam gotowa na jakikolwiek kontakt z ludźmi. 
     Dochodziła godzina 11.00. Cały czas siedziałam z Jessie, miałam zamiar siedzieć z nią do ostatniej minuty, jaką będę mogła jej poświęcić. Nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, Jessie została w moim pokoju, a ja szybko pobiegłam otworzyć. Byli to Harry, Zayn, Liam i Niall. Zayn patrzył na mnie smutnymi oczyma, zresztą tak jak wszyscy, ale on miał więcej powodów, aby tak się zachowywać. Zraniłam go, on jest we mnie zakochany, a ja nie dość, że nic do niego nie czuję (oprócz przyjaźni) to jeszcze go odtrącam i wyjeżdżam. No trudno, nic  na to nie poradzę, nie chcę go ranić, nie chcę żeby cierpiał.. Pragnę, żeby był szczęśliwy z kimś innym niż zakochany we mnie. Prawda jest taka, że jak na ten moment nie potrafiłabym już nikogo pokochać tak jak Louisa. No cóż, wpuściłam ich do pokoju i ruchem ręki pokazałam, że mają usiąść na kanapie. Wiedziałam, że to nasze pożegnanie. Coś w sercu kazało mi tu zostać, ale rozum kazał wyjechać. Póki co słuchałam rozumu. 
     Usiadłam na kanapie obok chłopaków i Jessie. Siedzieliśmy tak w ciszy, nie była to krępująca cisza, ale postanowiłam ją przerwać. 
-Więc, chyba powinniśmy się pożegnać, nie sądzicie? -powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich lekko. Chłopcy wstali z tej kanapy razem ze mną i zaczęli mnie przytulać. Poczułam, że łzy cisną mi się do oczu, ale musiałam być dzielna.
-Mimo, że nie znamy się długo, kochamy cię jak przyjaciółkę... ba! Jak siostrę! Zawsze będziesz dla nas kimś ważnym, co by się nie działo będziemy z tobą, pamiętaj o tym. Możesz dzwonić do nas o każdej porze dnia i nocy, zawsze cię wysłuchamy i doradzimy. Możesz na nas liczyć. -powiedzieli jakże wzruszającą przemowę. Poczułam jedną łzę spływającą po moim policzku, szybko ją otarłam lecz chłopcy i tak ją widzieli. Zauważyłam, że Niall'owi szklą się oczy, podeszłam do tego słodkiego głodomorka i strasznie, ale to strasznie mocno go przytuliłam. 
-Hej, a my?! -krzyknęła cała reszta. Zaśmiałam się i przytuliłam każdego po kolei. 
-To co, będziemy tu tak stać i ryczeć? Nie lepiej pooglądać telewizję, albo coś? -zapytałam. Wszyscy przytaknęli i już za chwilę siedzieliśmy na kanapie w salonie oglądając jakąś komedię. Nie obyło się bez śmiechu, żartów i innych. Takie pożegnania to ja lubię.. Jak ja będę tęsknić za tymi idiotami.. 
    O godzinie 12.20 zniosłam na dół ostatnią walizkę, poszłam zapakować ją do taksówki po czym pobiegłam jeszcze do domu pożegnać się z rodzicami. Tego najbardziej się bałam. Joey, mama, tata, chłopcy i Jessie stali po kolei w rządku. Do każdego podeszłam z osobna i przytuliłam się. Z mamą i tatą najdłużej trwałam w uścisku. Obiecali, że będą wysyłać mi pieniądze. Miałam na oku mieszkanie, które zamierzałam kupić zaraz po przyjeździe, wszystko miało być idealnie.. no, prawie idealnie. Ostatni raz spojrzałam na dom, w którym się wychowałam, na rodzinę i przyjaciół po czym wyszłam z domu słysząc tylko "Kochamy cię" wypowiedziane przez rodziców...Weszłam do taksówki, która już po chwili ruszyła w drodze na lotnisko. Kierunek Ameryka.. -powiedziałam w myślach. Nowe życie, nowa ja. Ciekawe czy się tam odnajdę.. 
*Z perspektywy Louisa*
     Gdy wstałem około 11.00 chłopców nie było w domu. Zostawili mi karteczkę, że musieli coś załatwić. No nic, postanowiłem nie marnować czasu i poszedłem się ubrać. Miałem zamiar pojechać dzisiaj do Rose, porozmawiać z nią na spokojnie i w końcu się z nią pogodzić. Wczorajszy dzień dał mi sporo do myślenia, już nie będę jej osądzać. Teraz przejrzałem na oczy, ona mnie kocha, ja ją kocham i teraz jej ufam, teraz jej wierzę. Nie zrobiłaby mi czegoś takiego.. Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiałem, ale lepiej późno niż wcale.  
    No nic, gdy już się jakoś "ogarnąłem" była 12.20. Wziąłem z kuchennego blatu kluczyki do auta i ruszyłem prosto do Rose. Jadąc tak rozmyślałem co jej powiem. Czy mi wybaczy? Chcę znowu z nią być, kocham ją, kocham ją jak cholera. Stęskniłem się za nią strasznie, wiem że to ta jedyna. Nigdy, ale to nigdy nie kochałem tak żadnej kobiety. Jadąc tak i rozmyślając nawet się nie spostrzegłem, a stałem już pod jej domem. Wysiadłem pełen dobrej myśli i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi jej mama, była lekko smutna, gdy wszedłem do środka zobaczyłem Niall'a, Liam'a, Zayn'a i Harry'ego. Osłupiałem. O co tu chodzi?
-Witam, coś się stało, że wszyscy tu tak razem siedzicie? Gdzie jest Rose? Muszę z nią porozmawiać. -zapytałem. Jej rodzice posmutnieli. 
-To my was zostawimy samych. -powiedziała jej mama i razem z tatą Rose i skierowała się do wyjścia. Coraz bardziej się niepokoiłem..
-O co tutaj chodzi?! -zapytałem już całkiem wytrącony z równowagi.
-Louis. Rose nas o to poprosiła. Mieliśmy ci powiedzieć dopiero gdy jej samolot już wyląduje, ale jesteś naszym bratem i widzimy jak ją kochasz, więc powiemy ci to teraz.. -odezwali się. Zrobiłem minę wtf.. 
-Powie mi ktoś w końcu o co wam chodzi? Jaki samolot do cholery?! 
-Rose postanowiła.. wyjechać. -odezwał się Harry. Osłupiałem.
-Ale tylko na kilka dni? -zapytałem z nutą nadziei w głosie. 
-Nie Louis. Chyba na zawsze.. -odpowiedzieli. Wytrzeszczyłem oczy. 
-Co?! Cholera! Kiedy ona wyjechała?! Dokąd? Gdzie? Kiedy? Jak? Kurwa! -zacząłem panikować. Poczułem się jakbym dostał w twarz, strasznie zabolało. Przestraszyłem się, że stracę ją na zawsze.. Spojrzałem na zegarek-13.00.
-O której ona ma ten samolot?! 
-Dokładnie o 13.00. Przykro nam stary, przepraszamy. -nic nie odpowiedziałem tylko wybiegłem z jej domu i wsiadłem w samochód. Droga na lotnisko na ogół zajmuje mi pół godziny, ale teraz jechałem tak szybko, że mógłbym tam dotrzeć w 15 minut. Jechałem tak szybko jak mogłem, czasem nawet i szybciej. Byleby tylko zdążyć. Nagle w radiu usłyszałem wiadomości z ostatniej chwili. 
-Witamy, tu Max Robinson, nadajemy na żywo z naszego studia w Londynie. Mamy dla państwa bardzo złe wiadomości. Otóż samolot, który leciał do Ameryki, wystartował o godzinie 13.00. Jednak nie wzbił się na długo. Jakieś 10 minut po starcie samolot rozbił się. Nikt nie przeżył, przyczyn dokładnie nie znamy. Już widać żałobników zjeżdżających się na lotnisko. Współczujemy... -odezwał się głos w radiu. Dalej już nie słuchałem. Zaraz, zaraz. Co on powiedział?! Samolot lecący do Ameryki? Wylatujący o godzinie 13.00?! Rozbił się?! Przecież to ten samolot, którym leciała Rose. Boże nie! Boże.. Nagle zaczęła dzwonić moja komórka. Nie odebrałem, wcisnąłem tylko jeszcze mocniej pedał gazu i jechałem na te nieszczęsne lotnisko. Po chwili byłem już cały we łzach, nie widziałem gdzie jadę. Nagle straciłem panowanie nad kierownicą, próbowałem jakoś wykręcić, ale nic nie mogłem zrobić.. Poczułem tylko uderzenie, ból i ciemność, przerażającą, cholerną ciemność.. 
***
DA DA DAAAAM! Oooj się porobiło.. Ale przecież bez komplikacji nie byłoby ciekawie. Chociaż nawet nie wiem czy w ogóle jest ciekawie. Jest taki o sobie rozdział, trochę długi mi wyszedł, ale nie jestem z niego aż tak zadowolona. Piszcie czy wam się podoba, nawet jak wam się nie podoba to piszcie. Kocham Was ♥
Btw. zastanawiam się nad zmianą wyglądu tego bloga, no nic nie zdziwcie się jak coś zmienię. +dodałam nową postać do "Przedstawienia bohaterów (:" Zajrzyjcie! ♥ Następny rozdział już wkrótce. 


6 komentarzy:

  1. AAAAAA...! W takim momencie ??
    Świetny rozdział ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny ♥
    NatkaxXxLS

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny świetny rozdział♥
    Jestem zaskoczona tym, że tak się to potoczyło :)
    xoxo
    @yooziomo

    OdpowiedzUsuń
  3. nie nie nie! to jest rozdział 13, nie epilog! Rose nie umarła, Lou też nie, nie spotkają sie w niebie itd!... proszzzzeee... :) rozdział świetny, bardzo mi sie podobał, a nagłówek jest nieziemski ^^
    czekam na następny
    @WTuszynska

    OdpowiedzUsuń
  4. Zsjebisty ale smuty <3 czekam na kolejne rozdzialy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. ja nie mogę ale super piszesz

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahahahaha nie no to jest genialne.. Takie sobie?? co ty gadasz...mam tylko jedna uwage amianowicie...... DLACZEFO W TAKIM MOMENCIE MI KURDA PRZERYWASZ?? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Czytasz-komentujesz. Nie wiesz nawet jak mi to pomaga ♥